Kara wieży
albo szlachcic w lochach przemyskiego zamku *
Zamek przemyski, jeden z najciekawszych zabytków naszego miasta,, został wzniesiony w XIV wieku za panowania króla Kazimierza Wielkiego. Wzgórze, na którym zlokalizowano obiekt, liczy 270 m. n.p.m., roztacza się z niego przepiękny widok na Przemyśl i okolice. Miejsce to nie zostało wybrane przypadkowo, niezalesione wzniesienie położone niedaleko przepływającego Sanu, spełniało wręcz idealne warunki obronne. Niegdyś ta królewska warownia gościła wielokrotnie w swych murach kolejnych władców Polski. Zamek był siedzibą przemyskich starostów, mieściło się tam archiwum grodzkie, przechowywana była również broń. W przypadku nadejścia niebezpieczeństwa chowano tutaj skarbiec Katedry, tu też schronić się mogli duchowni.
Zamek w Przemyślu na przełomie XVI i XVII wieku
– fragment miedziorytu z dzieła G. Brauna i F. Hogenberga 'Civitates orbis terrarum’
Ta wielofunkcyjność zamku wiązała się z jego przebudową prowadzoną przez starostę przemyskiego Piotra Kmitę w latach 1514 – 1553 z polecenia króla Zygmunta I Starego.
Obiekt w XVI wieku składał się z przygródka i zamku właściwego. Przygródek z dwiema drewnianymi basztami pełnił funkcję gospodarczą i zajmował północno – zachodnią część wzgórza. Natomiast zamek właściwy o założeniach czworoboku posiadał w każdym z naroży okrągłą basztę, jedynie południowa była czworoboczna. Dalszą jego przebudowę w latach 1616- 1631 prowadził Marcin Krasicki starosta przemyski. Obiekt miał być nie tylko fortecą ale także rezydencją, pracami kierował Galeazzo Appiani – nadworny architekt Krasickiego, stąd wiele analogii (np. attyki na basztach) w wyglądzie zamku do rezydencji w Krasiczynie – gniazda rodowego Krasickich.
Ten pięknie wyglądający i rozbudowujący się obiekt, pełniący wiele wspomnianych wyżej funkcji, był także postrachem dla szlachty, a dokładniej dla tych którzy w tamtym czasie mieli problem z przestrzeganiem ówczesnego prawa obowiązującego w Rzeczypospolitej. Jak podaje Władysław Łoziński w swoim dziele Prawem i lewem jedna z baszt (północna) zamku przemyskiego pełniła rolę więzienia. W tamtym czasie kara wieży uchodziła za karę bardzo ciężką.
Przekrój baszty północnej (więziennej) zamku przemyskiego; wg. W. Łoziński, Prawem i lewem, Kraków 1957
Do ogólnopolskiego prawa ziemskiego wprowadzona została przez konstytucje z roku 1493 i 1496. Stosowana wobec szlachty nie powodowała ujmy ani czci. Skazany nie był zakuwany w kajdany i sam miał się stawić do jej odbycia pod groźbą infamii. Kara wieży była więzieniem czasowym i mogła trwać od tygodnia do czterech lat i dwudziestu czterech tygodni. Koszt odbywania wyroku ponosił skazany. Konstytucja z 1538 roku mówiła, że winny powinien odsiadywać karę in fundo czyli na samym dnie wieży często nieogrzewanej, wilgotnej, w której okno miało być umieszczone od podłogi na wysokości 12 łokci. Żywność skazańcowi spuszczano na sznurze. Ponadto zabroniono starostom pod karą grzywny stosowania jakichkolwiek ulg dla skazanych. Przemyska baszta nie stała pusta, wyrok trzech lat i osiemnastu tygodni odbył w niej szlachcic Walenty Cebrowski za zabicie dwóch braci Czerniowskich. Do rzadkości też należało, aby winny dobrowolnie poddał się karze, tak jak uczynił to Stanisław Błoński w Przemyślu na mocy intercyzy zawartej z braćmi Grzybowskimi.
Sąd ziemski, grafika z dzieła Stanisława Sarnickiego Statuta i metryka przywilejów koronnych z 1594 roku
Podobnie postąpił Konstanty Korniakt, który porozumiał się ze Stanisławem Żółkiewskim w sprawie rotmistrza Stanisława Branickiego. Nie można zapomnieć o słynnym w tamtym czasie Samuelu Bolestraszyckim, który przeszedł na protestantyzm i w roku 1627 wydał dzieło Piotra du Moulins Heraklit. Pozwany za to przez władze duchowe przed trybunał, skazany został na sześć miesięcy wieży zamku przemyskiego, a książkę spalono publicznie na rynku. Nie był to koniec, Samuel Bolestraszycki wraz z bratem Krzysztofem oraz szwagrami Janem i Krzysztofem Wilamowskimi otrzymał jeszcze raz karę sześciu tygodni wieży. Wyrok dotyczył nocnego najazdu na majątek w Bolestraszycach i uwięzienia swojego brata podczaszego przemyskiego Piotra wraz z jego małżonką oraz porwania trzech córek nieżyjącego ich brata Jana.
Staropolski palestrant na rysunku Romana Szwojnickiego
Według obowiązującego prawa to starosta był jedynym organem wykonawczym, jednak sprawy swojego urzędu i ich wykonanie zlecał swoim podwładnym. Najczęściej trafiały one do podstarościego, a z ich wykonaniem bywało różnie. W związku z tym wpływało wiele skarg, które dotyczyły niewypełniania przez starostów swoich obowiązków, przez co kara wieży przestawała być groźną. Jednym z powodów takiej sytuacji był brak odpowiedniej siły zbrojnej (starostom brakowało po prostu środków na jej utrzymanie). Bez straży trudno było strzec bezpieczeństwa publicznego i wykonywać zasądzone wyroki, mając przeciwko sobie czasem setki szabel niesfornej szlachty. Zdarzało się też tak, że owa straż była przez starostów wykorzystywana do prywatnych celów, czyli rozpraw ze swoimi przeciwnikami. Do takich starostów należeli niewątpliwie starostowie przemyscy Jan Tomasz Drohojowski i Adam Stadnicki.
W sytuacji, kiedy koniecznie należało wykonać wyrok, którego domagał się sam król, starosta zwoływał na ustalony dzień szlachtę, która miała mu pomóc ująć poszukiwanego. Zwołanie pospolitego ruszenia rzadko kiedy dochodziło do skutku nawet pod groźbą kary pieniężnej. Wtedy trzeba było radzić sobie inaczej, wzywano na pomoc zorganizowanych w straż górską i leśną chłopów, proszono o pomoc przypadkową chorągiew wałęsającą się po kraju lub też Tatarów. Egzekwowanie prawa w taki sposób wyglądało raczej na rozbójniczy najazd niż stanowienie prawa z ramienia władcy. Marcin Krasicki jako starosta przemyski wykonał kilka takich egzekucji między innymi na synach Stanisława Stadnickiego diabła z Łańcuta. Stanowienie prawa królewskiego w tamtych czasach było zajęciem trudnym i niebezpiecznym, dlatego wielu starostów uchylało się od wykonywania tego obowiązku.
Ruiny zamku przemyskiego, rys. K. W. Kielisińskiego, 1837
Nie tylko schwytanie wyjętego spod prawa szlachcica było trudnością. Wielu starostów nie czuwało nad przestrzeganiem prawa związanego z odbywaniem kary wieży. Pomimo grożących im konsekwencji, stosowali przeróżne ulgi i ustępstwa wobec skazanych. Jeśli strona pokrzywdzona nie sprawdzała, jak winny odbywa karę, to wyglądało to różnie. Stefan Drohojowski, który za zabicie brata otrzymał wyrok wieży w Przemyślu, sprowadził sobie do więzienia nałożnicę, a sprzeciwiający się temu podstarości Zygmunt Cichowski został pobity przez brata stryjecznego Drohojowskiego. W innym przypadku skazany Ligęza we Lwowie zamiast odbywać karę w tamtejszym zamku, spacerował sobie po mieście. Krzysztof Żórawiński natomiast wraz ze swymi dworzaninami zamiast siedzieć na dnie lwowskiej wieży, ucztowali i organizowali bankiety na jej górnych kondygnacjach.
Marcin Duma
* Artykuł Pana Marcina Dumy ukazał się pierwonie w miesięczniku „Nasz Przemyśl” nr.98 z grudnia 2012 roku
Poniżej link do wszystkich
dotychczas opublikowanych materiałów:
Od dwóch lat Przemyskie Historie.pl starają się przybliżać mieszkańcom Przemyśla historię ich pięknego miasta. Jeśli choć trochę podoba Ci się to co robimy;
Czasy I Rzeczypospolitej: pozostałe posty