Historie Sprawiedliwych
Sercanki o wielkich sercach
Blisko trzydzieści lat przed wybuchem II wojny światowej Siostry ze Zgromadzenia Służebnic Serca Jezusowego rozpoczęły w Przemyślu swoje dzieło. Od 1911 do 1939 roku prowadziły tutaj sierociniec oraz przedszkole dla dzieci pracowników kolei polskich. Już wówczas znane były ze swej dobroci i miłości, ale to okres okupacji pokazał jak wielkie serca miały przemyskie sercanki. Początkiem 1943 roku przełożoną wspólnoty sercanek w Przemyślu została siedemdziesięcioletnia s. Emilia Małkowska, która objęła opieką nie tylko polskie, ale i żydowskie dzieci.
Początki
W 1943 roku Niemcy zaczęli przywozić do Przemyśla transporty polskiej ludności z Wołynia. W tym też roku Rada Główna Opiekuńcza (RGO), działająca na terenie miasta, zwróciła się do s. Emilii z propozycją zajęcia się sierotami z Wołynia. Sześć sióstr mieszkało wówczas w budynku parafialnym należącym do Parafii p.w. Matki Bożej Nieustającej Pomocy przy ul. Mickiewicza 74 (potem w budynku pod numerem 80).
Nie minęło wiele czasu a między wołyńskimi sierotami pojawiły się dzieci żydowskie. Ich przyjmowaniem zajmowała się s. Emilia. To ona wiedziała o nich najwięcej.
Dzieci przybywały do sierocińca w różny sposób. Małą Hedy Rosen przyprowadziła do sercanek jej matka; dwunastoletnia żydowska dziewczynka, podając się za polską sierotę, zgłosiła się sama do RGO prosząc o pomoc; w większości jednak przypadków żydowskie dzieci przyprowadzane były do sierocińca sióstr sercanek przez pomagających Żydom mieszkańców Przemyśla. I tak na przykład, małej Miriam Klein, gdy została już wyprowadzona z getta pod spódnicą pracującej po aryjskiej stronie Żydówki, pomogła Kazimiera Romankiewicz. Ale nie tylko jej.
W okresie od połowy 1943 roku do połowy 1944 roku wśród 50 polskich sierot znalazło schronienie w sierocińcu sióstr sercanek w Przemyślu 13 żydowskich dzieci w wieku od 2 do 15 lat. Siostry sercanki, pomimo grożącego im niebezpieczeństwa, pomimo ubóstwa w jakim żyły, nigdy nie odmówiły nikomu pomocy.
… bo Staś był obrzezany
Bycie Żydem w tamtych czasach równoznaczne było z wyrokiem śmierci. Niezależnie, ile się miało lat. Jeśli się więc dało, trzeba było ukrywać swoje żydostwo.
Dzieci, pomimo, że przychodziły do sercanek pod zmienionymi imionami, musiały bardzo uważać, aby ich żydowskie pochodzenie nie wyszło na jaw. Starsze zdawały sobie sprawę ze swojej sytuacji i były bardzo ostrożne. Dyskretnie czuwały nad młodszymi, aby te, w nieopatrzny sposób, nie sprowadziły na wszystkich jakiegoś nieszczęścia.
Chłopiec, który bardzo chciał być rabinem, musiał uwierzyć na słowo, że lepiej będzie dla wszystkich, jeśli zapytany kiedyś przez obcych, powie, że chce zostać księdzem. Mały Staś, którego ojciec przed wojną był prawnikiem i wybitnym obywatelem Przemyśla, nie pozwalał nikomu, poza dwiema starszymi żydowskimi dziewczynami, zmieniać sobie pieluchy.* Staś musiał być ostrożny … bo Staś był obrzezany.
Lepiej w tych czasach było być czujnym. Mały Żyd nie mógł rzucać się w oczy. Mała Żydówka również. Dlatego niektóre dzieci przychodziły do sierocińca znając już kilka zwrotek katolickiej modlitwy. Inne trzeba było tego nauczyć.
„Gdy przyszłam do sióstr – wspominała po latach Miriam Klein – nie umiałam się nawet przeżegnać. Za zgodą siostry Ligorii klęczałam na samym tyle i mimicznie się modliłam. Siostra Ligoria twierdziła, że należy to robić, by się nie wyróżniać, ale każdy z nas ma swoją wiarę. A kiedy wojna się skończy, jeśli moi rodzice przeżyją, to i tak zostanę Żydówką, a wiara nie jest wahadłem i nie można jej zmieniać.”**
– „Módl się do żydowskiego Boga, a my będziemy się modlić do Pana Jezusa. Jak będziemy się razem modlić, to może przeżyjemy wojnę.” – powiedziała do małej dziewczynki Siostra Bernarda
Miriam wraz z innymi dziećmi chodziła na msze do pobliskiego kościoła. Tam uczyły się modlić, uczyły się, jak należy się przeżegnać. Wszystko to, aby zmylić w razie niespodziewanej wizyty, nieproszonych gości.
Miriam Klein, mieszkała przed wojną na ulicy Dworskiego u swojej ciotki Pepe, która była starą panną, oraz u ciotki Sary i jej męża Emila Scheka. Jej ojciec Iser Reinharz był już wziętym szewcem, gdy po śmierci swojej pierwszej żony poślubił, pochodzącą z Niżankowic 36-letnią Bertę Sturm. Kiedy Hitler doszedł do władzy w 1932 roku, ojciec Miriam chciał wyemigrować do Hondurasu (zaczął nawet uczyć się hiszpańskiego). Pani Berta jednak nie wyraziła na to zgody. W 1942 roku cała rodzina Reinharz, Schek i Sturm znalazła się w przemyskim gettcie. W 1943 roku Miriam znalazła schronienie na ulicy Mickiewicza 80.***
Miriam i ciotka Pepe, Przemyśl 1937
Fakt, że siostry nie wywierały żadnego wpływu na zmianę wiary podopiecznych, potwierdzają wszyscy uczestnicy tamtych wydarzeń. Mało tego, siostry dbały również o to, aby dzieci nie zapomniały o swoich korzeniach.
„W jakiś sposób – wspomina dalej Miriam – dostała się do klasztoru książeczka hebrajska do modlitwy. Przechowywać coś takiego było narażaniem życia tak, jak przechowywać nas. Siostra Bernarda spytała mnie, czy wiem, co to takiego. Wiedziałam i umiałam nawet odróżnić litery. Wobec tego siostra Bernarda zamykała mnie co parę dni w swoim pokoju, bym nie zapomniała czytać tych paru liter, które umiałam. (…) Ten modlitewnik po wojnie dostała moja mama, która była trochę religijna, i w pierwsze święta (Nowy Rok Żydowski) miała się z czego modlić.”**
Wspomniany przez Miriam hebrajski modlitewnik znajduje się obecnie w zbiorach United States Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie.
Nie pokazały po sobie strachu
„Warunki były wtedy ciężkie – wspomina siostra Bernarda. Miałyśmy mało jedzenia i panował straszny głód. Wydrapywałyśmy resztki marmolady dla dzieci z dna beczki.”* Nie było elektryczności. Niedożywione dzieci chorowały i miały straszne ilości wszy. „Niedożywione siostry też chorowały i po nich też łaziły wszy.” – wspomina Miriam Klein**
Dla sześciu przemyskich sercanek, z których cztery miały ledwie 22-23 lata, każdy dzień stanowił wyzwanie. Gotowaniem posiłków zajmowała się s. Jakuba. Siostra Longina odpowiedzialna była za prowadzenie gospodarstwa domowego. Siostra Emilia, która zaczęła przyjmować żydowskie dzieci do sierocińca zmarła w wieku 73 lat, w niecały rok po przybyciu do Przemyśla, w kwietniu 1944 roku. Bezpośrednią opiekę nad dziećmi sprawowały więc cztery młode sercanki: s. Emilia – Leokadia JUŚKIEWICZ, s. Bernarda – Rozalia Domicella SIDEŁKO, s. Ligoria – Anna GRENDA oraz s. Alfonsa – Eugenia Wąsowska-Renot.
Codzienna troska o zapewnienie wyżywienia dla pięćdziesięciorga dzieci zaprzątała uwagę wszystkich sióstr. Sierociniec utrzymywał się ze skromnych dotacji RGO i darów, o które siostry zabiegały. „Był taki pan Walczak – wspominała s. Bernarda – który skupował ranne konie i dawał nam tłuszcz. Dawałyśmy dzieciom zupę zrobioną z buraków i końskiego tłuszczu. Dzieci nie głodowały i żadne nie zmarło z głodu. Łapały jednak przeziębienia z braku witamin i odpowiedniego ubrania.” * „Nie miałyśmy ogrzewania, ubikacji, brakowało jedzenia. Musiałyśmy – wspomina s. Alfonsa – wychodzić na ulicę żebrać i grzebać w odpadkach. (… ) Raz poszłam do dużego wojskowego szpitala wojskowego prosić o kapustę kiszoną, która pomagała na robaki. Oficerowie niemieccy wyzywali mnie i obrażali. Odeszłam z niczym. Niedługo później jakiś niemiecki żołnierz przyniósł do sierocińca wielką beczkę kapusty.” **
Nikomu nie było lekko. Ani siostrom sercankom, ani ich podopiecznym. Zarówno po sierotach z Wołynia, jak i ukrywających się dzieciach żydowskich widać było, że przeszły już nie mało. Na co dzień ciche i nerwowe, w nocy płakały za rodzicami. Prześladowały je koszmary. Mały Edek, który czasami spał z siostrą Bernardą w jednym łóżku, krzyczał często w nocy: – Ciociu, ciociu, ratuj, oni mnie zastrzelą ! Mały Staś często się moczył. Starsze dziewczynki starały się odnaleźć spokój w ciszy kościoła i podczas modlitw. „Najbardziej niebezpiecznym okresem – wspomina s. Ligoria – był czas, gdy w naszym domu zamieszkali współpracujący z Niemcami Ukraińcy. Ukraińcy stacjonowali na dole, a my z garstką dzieci na górze tego samego domu. Pewnego dnia jedna Ukrainka wzięła małego Stasia na ręce i chciała zanieść do innych Ukraińców. Już wyszła z nim na ulicę. Na szczęście zauważyła to któraś siostra …”**
Największym zagrożeniem byli jednak Niemcy. „Pamiętam – wspomina Luba Lis, którą przez jakiś czas w Przemyślu opiekowała się Pani Zmorowa (wdowa po nieżyjącym wówczas profesorze przemyskiego gimnazjum) – że kiedyś Niemcy przyszli do klasztoru z psami w poszukiwaniu żydowskich dzieci. Siostry nie pokazały po sobie strachu”.* Wtedy się powiodło. Później mała Miriam Klein dostała od siostry Bernardy klucze do pobliskiego kościoła, aby tam, w razie konieczności mogła się schronić z innymi dziećmi wewnątrz ołtarza. „Dzieci były dobrze wyszkolone i nigdy nie mówiły zbyt wiele – wspomina po latach s. Bernarda. Gdyby nawet Niemcy obudzili je w środku nocy, zachowywały się jak trzeba”.*
Siostry były takie ciche i dobre
Opieka i pełne dobroci serca przemyskich sióstr sprawiły, że trzynaścioro żydowskich dzieci doświadczyło, pomimo śmierci, która obecna była nie tak przecież daleko od nich, innego świata. „(…) ta cisza w kościele, to wspólne życie z siostrami, ten duchowy spokój sióstr – to musiało działać na każdego.” – powiedziała później Luba Lis. – „Po tym wszystkim co przeżyłam … To było jak dzień i noc”. (…) Przestałam się bać. Siostry były takie ciche i dobre. Były dla nas wzorem.”**
Wszystkie dzieci żydowskie, które były pod opieką przemyskich sercanek przeżyły wojnę. Potem zostały zabrane z sierocińca przez członków swoich rodzin lub przez miejscową Gminę Żydowską. Niektóre z nich nie chciały jednak opuścić swoich wybawicielek.
Najmłodszy Staś płakał i krzyczał gdy go zabierano. „Wyrywał się i wołał w swym dziecięcym języku: „Toćka Gina!” , co miało znaczyć „Mateczka Longina”. Najmłodszy, był ulubieńcem nas wszystkich…”.* Trzynastoletnią Avivę Fogelman (wcześniej Irenę Czoban) brat Olek spotkał przypadkiem na ulicy Przemyśla, gdzie przybył aby ją odnaleźć. Aviva nie chciała z nim wyjeżdżać … tym bardziej do Palestyny. Aviva czuła się już katoliczką, chciała nawet zostać zakonnicą.
Aviva Fogelman urodziła się w 1931 roku we Lwowie gdzie jej ojciec – Abraham Alfred Czoban – był wybitnym prawnikiem. Matka, Henryka, uczyła gry na fortepianie. W sierpniu 1942 r. Abraham zorganizował żonie i dzieciom schronienie w domu polskich przyjaciół. Miał nadzieję dołączyć do nich później, ale został aresztowany. Zginął w Bełżcu. Później zginęła jego żona. Rodzeństwo szukało pomocy u dawnych przyjaciół ojca. Rozdzieliło się. Olek znalazł pracę w gospodarstwie na jednej z wiosek, Irena przybyła do Przemyśla by pracować w aptece. Po wojnie, latem 1946 roku, Aviva wraz z bratem Olkiem (później Alexandrem Sarelem) udała się z Łodzi do Selvino we Włoszech. ****
Abraham Czoban z Olkiem i Ireną
Nieco inaczej przedstawiała się historia trzynastoletniej Hanii, po którą pewnego dnia zgłosił wujek. Hania stanowczo odmówiła opuszczenia sióstr sercanek. ” Sprawa oparła się o sędziego opiekuńczego – mówi Siostra Ligoria – i ja zostałam wezwana w roli świadka. Hania powiedziała wtedy, że nie chce pójść do wujka, bo życie jej należy do tych, które ją uratowały. Sprawa rozstrzygnięta została według pragnień dziecka. Hania została u sióstr opatrznościanek, a po pewnym czasie, chyba po kilku latach, przyjęła chrzest. Byłam zaproszona na tą uroczystość. Siostry dały jej średnie wykształcenie, wyszła za mąż i mieszka w Przemyślu.”*
Większość dzieci upuściła jednak Polskę i znalazła swoją nową ojczyznę w Palestynie. „Rozstanie z siostrami – wspomina Miriam Klein – było dla mnie bardzo ciężkie, bo bardzo się do nich przywiązałam. Ale to rozstanie pozostało dla mnie na zawsze tylko rozstaniem fizycznym, bo zawsze je kochałam i duchowo zawsze starałam się żyć tak, by z czystym sumieniem zawsze móc spojrzeć moim siostrom w oczy.”**
W 1980 roku była już zakonnica, Eugenia Wąsowska-Renot (dawnej s. Alfonsa) udała się do Izraela aby odszukać dawnych podopiecznych. „Dałam ogłoszenie do gazety izraelskiej – wspomina (…). Najpierw dostałam wiadomość od Hedy Rosen, która była Marysią. Miała moje zdjęcie ze wszystkimi dziećmi zrobione w 1942 r. Potem odezwały się Miriam Klein i Zosia Razek, Gabriel Koren, Ahuva Liss, Julian Ostrowski i Aviva Figelman. Zorganizowaliśmy spotkanie, które było naprawdę wspaniałe.” *
Dzięki przemyskim siostrom sercankom przeżyli wojnę i uratowali się : Miriam Reinharz-Klein, Hedy Rosen, Julian Ostrowski, Zofia Horn, Beti Milczyn, Ahuva Liss, Awiwa Fogelman, Edward Goldberg, Batia Fridman-Gortler, Hanka Rubin, Gabi Klein, Zofia Fridman i Gabriel Koren
Maciej Pietrzak
* Pamiętam każdy dzień... (red. J. Hartman, J. Krochmal), Przemyśl 2001 ** E. Kurek; Dzieci żydowskie w klasztorach; Wydawnictwo Replika 2012 *** Relacja Miriam Klein (w zbiorach Muzeum POLIN) **** Relacja Alexandra Sarela (w zbiorach United States Holocaust Memorial Museum)
Przemyskie sercanki *****
S. Alfonsa – Eugenia Wąsowska-Renot (1921 – 2010 ). Do Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego wstąpiła w 1939 roku, mając 18 lat. Wystąpiła z zakonu w 1948 roku i wyjechała z Polski do Australii. W 1964 roku wyszła za mąż za polskiego Żyda – Feliksa Renota. W 1980 roku rozpoczęła poszukiwania żydowskich dzieci, którym pomagała wraz z innymi sercankami w Przemyślu. Jako pierwsza spośród przemyskich sióstr sercanek otrzymała 1980 roku Medal Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
S. Ligoria – Anna GRENDA (1920 – 2003) Do Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego wstąpiła w 1937 roku, mając 17 lat. Od stycznia 1943 roku należała do wspólnoty sióstr w Przemyślu, gdzie pracowała do 1946 roku. W latach 1980-1992 była asystentką i sekretarką generalną Zgromadzenia. W 1987 roku otrzymała Medal Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. W 1989 roku obchodziła złoty jubileusz profesji zakonnej. Zmarła 13 grudnia 2003 roku w Krakowie mając 83 lata. W Zgromadzeniu przeżyła 66 lat. Pochowana została 18 grudnia 2003 roku na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
S. Bernarda – Rozalia Domicella SIDEŁKO (1922-2004) Do Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego wstąpiła w 1940 roku, mając 18 lat. Od lipca 1943 roku do października 1945 roku należała do wspólnoty sióstr w Przemyślu. W 1987 roku otrzymała Medal Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. W 1992 roku obchodziła złoty jubileusz profesji zakonnej. Zmarła 28 listopada w Krakowie w wieku 82 lat, w Zgromadzeniu przeżyła 64 lata. Pochowana została 1 grudnia 2004 roku na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
S. Emilia – Leokadia JUŚKIEWICZ (1921 – 1990) Do Zgromadzenia Służebni Najświętszego Serca Jezusowego wstąpiła l października 1943 roku, mają 22 lata. Jako próbantka w 1943 roku została wysłana przez przełożonych do pracy w sierocińcu w Przemyślu. W czerwcu 1945 roku rozpoczęła nowicjat w Krakowie. W 1987 roku otrzymała Medal Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Zmarła 23 maja 1990 roku w Korczynie koło Krosna. Liczyła 69 lat, w Zgromadzeniu przeżyła 46 lat. Pochowana została 25 maja 1990 roku na cmentarzu w Korczynie.
S. Emilia – Józefa MAŁKOWSKA (1872 – 1944) Do Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego wstąpiła w 1907 roku, mając 35 lat. Pierwsze śluby zakonne złożyła w 1910 roku, a profesję wieczystą w 1920 roku. Przez wiele lat pracowała jako wychowawczyni sierot i ubogich dzieci w ochronkach prowadzonych przez Zgromadzenie. Jej pobożność, dobroć, matczyna troska zarówno o siostry, jak i o dzieci, zaskarbiły serca jej podwładnych, wychowanek i rodziców, którzy nazywali ją „mateczką Emilią”. Dnia 13 sierpnia 1943 roku przyjechała do Przemyśla i podjęła się zorganizowania sierocińca dla dzieci. Zmarła 12 kwietnia 1944 roku w Przemyślu, mając 73 lata. Pochowana została 15 kwietnia 1944 roku na cmentarzu w Przemyślu.
S. Longina – Monika ŻMUDZKA (1890 – 1948) Do Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego wstąpiła w lutym 1921 roku. mając 31 lat. Od 16 marca 1944 roku do sierpnia 1946 roku była odpowiedzialna za prowadzenie gospodarstwa domowego w sierocińcu w Przemyślu. W ostatnim roku swego pobytu w Przemyślu była przełożoną sióstr. Z 11 lutego 1948 roku. Liczyła 58 lat, w Zgromadzeniu przeżyła 27 lat. Pochowana została na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
S. Jakuba – Jadwiga SULOWSKA (1910 – 1985) Do Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego wstąpiła 2 października 1937 roku, mając 27 lat. Od grudnia 1942 roku do lipca 1947 roku była członkinią wspólnoty sióstr w Przemyślu gdzie jako kucharka przygotowywała posiłki dla sióstr i sierot wojennych. Zmarła 16 maja 1985 roku w szpitalu w Wadowicach. Liczyła ponad 74 lata, w Zgromadzeniu przeżyła 47 lat. Pochowana została 20 maja 1985 roku na cmentarzu w Głębowicach.
***** Wszystkie biogramy, poza notką o s. Alfonsie, wg. s. Agnieszka Kijowska SłNSJ – udostępnione przez Muzeum Żydów POLIN
Inne podobne posty