Obrazki z miasta
Przemyski zwierzyniec i pożegnanie gen. Kummera
czyli obrazki z lutego i marca 1914 roku
Zapewne słyszeliście o przemyskim zwierzyńcu. Powstał jakby przez przypadek, ale dzięki pracy społeczników rozwijał się i cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Jego ozdobą był piękny rogacz, który – póki sił mu starczało – dzielnie znosił ludzkie złośliwośći. Przyszedł jednak dzień, że nawet to piękne zwierzę musiało ulec wobec ludzkiej niegodziwości. Stało się to w marcu 1914 roku. Dwa miesiące wcześniej odwołano Radę miejską i powołano w Przemyślu zarząd komisaryczny. Wszystko przez „niedomagania i zaniedbania w administracji gminnej”. Dotychczasowy burmistrz miasta Franciszek Doliński przestał pełnić swoją funkcję. Zmarł schorowany i upokorzony tydzień po tym, jak jeleleń z przemyskiego zwierzyńca opuścił zamkowe wzgórze.
Początek pamiętnego 1914 roku, rozpoczął się więc w Przemyślu od sporych zmian. Nie tylko dotknęły one szczyty lokalnej cywilnej władzy, ale również miały miejsce w szeregach przemyskiego dowództwa wojskowego. O ile jednak te pierwsze nie dokonała się w zwyczajnym trybie tj. trybie wyborczym, to drugie nastąpiły w trybie typowo wojskowym tj. poprzez przeniesienia i mianowania.
***
PRZESILENIE W PRZEMYSKIM RATUSZU
„Niedomagania i zaniedbanie w administracyi gminnej Przemyśla – pisały w numerze 9/1914 „Nowości Illustrowane” – wywołały przesilenie, którego następstwem było rozwiązanie Rady miejskiej i ustanowienie komisarza rządowego. Walka w Radzie miejskiej przemyskiej ciągnęła się już od dłuższego czasu. Partia popierająca byłego burmistrza dr. Dolińskiego starała się za wszelką cenę utrzymać go przy władzy. Efekt tych starań był ten, że 22 radnych i 4 zastępców złożyło swe mandaty, przez co Rada gminna została w zupełności zdekompletowana i musiała nastąpić katastrofa.
Namiestnictwo, rozwiązawszy Radę gminną, zamianowało tymczasowym kierownikiem, spraw gminnych, emerytowanego wiceprezydenta namiestnictwa Józefa Lanikiewicza, dodając mu dwunastu mężów zaufania, z których pierwszy dr. Włodzimierz Błażowski został zastępcą komisarza, zaś dr. J. Scheinbach i Stanisław Goliński asesorami.” Pozbawiony urzędu dotychczasowy burmistrz – Franciszek Doliński, schorowany i upokorzony, zmarł dwa miesiące później (25 III 1914 r.)
Józef Lanikiewicz, komisarz rządowy w Przemyślu
Dr. Włodzimierz Błażowski, zastępca burmistrza w Przemyślu
ZMIANA W NACZELNEJ KOMENDZIE KORPUSU PRZEMYSKIEGO
Pod koniec lutego krakowskie „Nowości Ilustrowane” (nr. 8 z 21.II. 1914) roku pisały:
„W Galicji jednym z ważniejszych punktów strategicznych jest Przemyśl z silną twierdzą i liczną załogą. To też naczelną komendę korpusu przemyskiego władze wojskowe oddają w ręce najzdolniejszych jenerałów, którzy następnie obejmują naczelne w armii stanowiska. Przed kilku właśnie dniami opuścił Przemyśl dotychczasowy komendant tamtejszego korpusu, jenerał kawalerii Henryk Kummer von Falkenfeld, który został mianowany inspektorem wojski obrony kraju. (…) Następcą jen. Kummera został mianowany jenerał piechoty Hugo Meixner von Zweienstamm, stacjonowany dotychczas w Jarosławiu.”
Zmiana na stanowisku komendanta korpusu zbiegła się jednocześnie ze zmianą na stanowisku komendanta twierdzy. Jak donosił w numerze 9/1914 „Przegląd Przemyski”, również generał piechoty Herman Colard pożegnał się ze swoim stanowiskiem. Został on mianowany „prezydentem najwyższego trybunału wojskowego”, a jego miejsce zajął „marszałek porucznik Kusmanek Henryk, dotychczas komendant 28 dywizji piechoty w Lublanie.”
Gen. piechoty Hugo Meixner von Zweienstamm, nowy komendant korpusu przemyskiego
Gen. kawaleryi Henryk Kummer von Falkenfeld, mianowany inspektorem wojsk obrony krajowej
W związku z tymi zmianami, w niedzielę 1. II. 1914 r. , w samo południe, „odbyło się w wielkiej sali Kasyna wojskowego pożegnanie przeniesionego do Wiednia komendanta korpusu gen. Kummera” oraz pożegnanie gen. Colarda z oficerami. Trzy dni później, 4 lutego 1914 roku, przyjechał do Przemyśla o godzinie 7 rano, „nowo mianowany Komenderujący tut. Korpusu Meixner. Na dworcu kolejowym przywitali przybyłego gen. Kutner wraz z wszystkimi generałami (…)”.
Na tym samym dworcu kilka dni później odbyło się pożegnanie samego gen. Kummera, a wyjazd z Przemyśla generała nie pozostał bez echa w lokalnej prasie.
„Przegląd Przemyski” w numerze 211 z 11 lutego 1914 roku pisał co następuje:
„Dziś opuścił miasto nasze po trzechletnim tu pobycie dotychczasowy komendant Korpusu gen. Kummer (…)”, który jak zauważono, bardzo dobrze zapisał się w pamięci mieszkańców Przemyśla, jako ten, który przyczyniła się do istnienia poprawnych stosunków między cywilami a wojskowymi.
Wyjazd generała dał przy tym sposobność do wielkiej manifestacji ma cześć odjeżdżającego. Rozpoczęła się ona jeszcze we wtorek „wieczorem wspaniałym korowodem jaki z pochodniami i lampionami odbył się o godz. 8 wieczorem przy udziale wszystkich oddziałów wojska tutejszego garnizonu i muzyk wojskowych. Korowód wyruszył z ul. 3-Maja przez rynek, ul. Mickiewicza przed mieszkanie komenderującego, gdzie zebrani byli wszyscy generałowie i oficerowie. Przed mieszkaniem muzyka 10 pp. odegrała 3 utwory muzyczne, oraz hymn cesarski, poczem nastąpiła defilada całego korowodu.
Komendant jen. Kummer przed odjazdem na dworcu w Przemyślu. Obok ks. biskup Czechowicz.
***
WYSTAWA „SWOJSKICH WYROBÓW” albo …. PRZEMYSŁU RODZIMEGO
Jak wiadomo, nie samymi sprawami wojskowymi żyli wówczas przemyślanie. Pewne zainteresowanie wzbudziło wydarzenie, szumnie nazwane „wystawą przemysłu rodzimego”.
Ten sam „Przegląd Przemyski” (211/1914), który informował o manifestacji na cześć gen. Kummera, donosił, iż „Organizacja Polska wraz z Komitetem bojkotowym młodzieży polskiej w Przemyślu” (sic!) urządziła w dniach 15-25 lutego wystawę, której celem było „zapoznanie szerokich kół społeczeństwa polskiego z wytwórczością poszczególnych firm jedynie z naszej ziemi.” Cokolwiek organizatorzy mieli na myśli, pewnym było, iż chodzi o przedstawienie „swojskich wyrobów”, o których „istnieniu dobry Polak wiedzieć winien.”
Wystawę, którą otworzył Prezes Przybylski (szef Organizacji Polskiej m. Przemyśla), zwiedzać można było od 9-tej do 13-stej oraz od 15-tej do 20-stej w kamienicy Giżowskich, Rynek 28 (IIp). Mieściła się ona w zaledwie czterech pokoikach wymienionej kamienicy i jak pisze „Przegląd Przemyski” (nr 213/1914) była „ani imponująca rozmiarami, ani kompletna”. Widać jednak, że w Przemyślu musiała być sporym wydarzeniem , skoro pisały o niej prawie wszystkie gazety, nie ograniczając się przy tym do krótkich wzmianek. Również pismo krakowskie, na które często przywołujemy, poświęciło wystawie nieco miejsca, zamieszczając dwa zdjęcia i trzy informacyjne zdania.
Komitet organizacyjny z prof. Przybylskim w pośrodku
Zamieszczony w „Przeglądzie Przemyskim” opis wystawionych ”swojskich wyrobów”, lub jak kto woli „wyrobów przemysłu rodzimego” rzeczywiście był mało imponujący, choć gazeta łaskawa była stwierdzić, iż „wszędzie znajdzie się szczegół, który zainteresować może”. Były więc rozłożone zeszyty fabryki czerlańskiej, sportowe trykoty lwowskiej „Prządki”, kilka opraw książkowych, lwowska „Gawota” zaprezentowała „przeróżne gatunki obówia”. Teczki, skoroszyty pokazała stryjska firma „Florian”, lwowska „Mira” – pastę do butów, lwowska fabryka Ignatowicza – wabiła kosmetykami.
„Ładną kolekcję artykułów toaletowych kosmetycznych zestawiła” znana lokalna drogeria S Wojciechowskiego. Pojawiły się też dwa tutejsze sklepy Wawrzeckiego i Wolanina z przyborami szkolnymi oraz wyroby brązownicze Stupnickiego. Były wprawdzie lampy i lusterka tutejszej fabryki inż. Baranieckiego i M. Landau, wyroby artystyczno-ślusarskie Robliczka i okazy stolarstwa Risberga, ale przewaga wystawców przyjezdnych była zdaje się zdecydowana.
Wystawa przemysłu rodzimego w Przemyślu. Fragment wystawy.
Wspomnieć wypada, iż obecny na wystawie był jarosławski Gurgul ze swoimi cieszącymi się sławą ciastkami i piernikami. Była również krakowska cukiernia Piaseckiego, o której „Przegląd Przemyski” przypomniał miejscowym właścicielom kawiarń, iż „pischingery” robi ona równie dobre, jak fabryka wiedeńska, która rocznie na nich „grube tysiące zarabia”. Reasumując, nijak się miała ta wystawa do tej, która odbyła się w Przemyślu w 1882 (napiszemy o niej niebawem) i zdziwienie mogą budzić zachwyty nad samym faktem jej zorganizowania. Widać już wtedy kiepsko z podobnymi działaniami w mieście naszym było.
***
MONARCHA LEŚNYCH OSTĘPÓW
Po obfitującym w tak znamienite wydarzenia miesiącu lutym, miesiąc marzec wydawał się zadziwiająco spokojnym. Można powiedzieć, że to same sprawy naszego miasta, głownie zaprzątały uwagę jego mieszkańców. Nie wiemy, czy Szanowni nasi Czytelnicy wiedzą, ale w marcu 1914 roku ZDECHŁ JELEŃ.
„Od kilku dni – pisała „Przegląd Przemyski” (nr.222/1914) – widocznie niezdrów wspaniały rogacz z naszego „zwierzyńca” zamkowego cicho i spokojnie zakończył życie swoje w klatce, z której tak blisko, a przecież naprawdę tak dlań daleko było szumiących lasów – w których życia nie zaznał od samej młodości. Jako jelenie „niemowlę” bowiem kupione za 20 złr. przywędrował tu na zamek, przed laty piętnastu i odtąd już klatki nie pożegnał. Był ulubieńcem publiczności a zwłaszcza dzieci, znoszących mu chleb i bułki; urwisze zaś karmili go szmatami i papierami, które jako niestrawne stały się zapewne przyczyną przedwczesnej śmierci zwierzęcia mogącego na wolności żyć lat kilkadziesiąt”.
„Monarcha leśnych ostępów” w przemyskim zwierzyńcu cieszy jeszcze oczy zwiedzających
(fot. ze zbiorów MNZP)
Warto przypomnieć, że niedługo po tym, jak piękny rogacz stał się sensacją całego miasta, działające wówczas w Przemyślu Towarzystwo Upiększania Miasta, postanowiło urządzić „na plantacjach miejskich obok cieplarni” mały zwierzyniec. „Zakupiono niebawem drugiego jelenia-łanię za kwotę 40 koron. Jednakże potomstwa z tej okazałej pary nie doczekano się: łania bowiem skutkiem przebicia w kilku miejscach boków rogami była niepłodna.”
„Monarcha leśnych ostępów” i jego towarzyszka byli jedynie zaczątkiem kolekcji zwierząt, której miała się pojawić w Przemyślu. Wkrótce do pary jeleni dołączyło małe stadko saren. Przybył borsuk i lisy. Zorganizowano w końcu ptaszarnię gdzie w dwóch obszernych klatkach znajdowały się: szczygły, dzwońce, gile, wróble, zięby, kilka gatunków sikor oraz inne ptactwo.
Niestety, z biegiem czasu okazało się, że nie zadbano należycie o czworonożnych i skrzydlatych podopiecznych. Stan zdrowia zwierząt w przemyskim zwierzyńcu z roku na rok był coraz gorszy. Wiele zwierząt padło w wyniku złego i nieregularnego żywienia. Z czasem większość wyprzedano, rozdano lub wypuszczono na wolność. Ostały się tylko dwa jelenie, których los również nie oszczędził.
Nasz bohater zdechł w czwartek rano dnia 19 marca 1914 roku. W jego brzuchu znaleziono mnóstwo papierów i szmat. Osamotniona łania stała się zawadą. Sprzedano ją miejscowym żydom na mięso. „I oto zajechała platforma. Siłą wyciągnięto z klatki wystraszone zwierzę. Rzucono łanię na deski, a czterech handlarzy siadło na nią, by się im po drodze z rąk nie wyrwała. I tak ją powieziono. Ostatni akt tragedii biednej zwierzyny i zwierzyńca dokonał się na krótko przed wojną światową w rzeźni miejskiej”*
*J. Kobylański, O zwierzyńcu w Przemyślu, wyd.1928; całość pracy pod linkiem www.przemyskiehistorie.pl/o-zwierzyncu-w-przemyslu/
Wybór i redakcja: M. Pietrzak
Obrazki z miasta – pozostałe posty: