Tematy ruskie/ukraińskie
Ocalona z rzezi.
Jak ukraińscy sąsiedzi uratowali małą Hanię.
Banderowcy takie dzieci zabijali. Jeśli ktoś ich nie słuchał, mogli mu spalić gospodarstwo albo rozstrzelać. Ale z drugiej strony, jak zabić maleńkie dziecko, które cudem się uratowało? Ukraińcy stali więc w Gaju nad dziewczynką i się kłócili. Oddać banderowcom? Czy spróbować ją ocalić?
Historia pani Hani to część książki Witolda Szabłowskiego „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia”.
Od dziecka wiedziałam, że coś jest ze mną nie tak. W szkole w Kaszówce, gdzie mieszkaliśmy, dzieciaki, jak chciały mi dogryźć, mówiły: – Ni e jesteś córką swoich rodziców. – A kim? – pytałam. – Znajdą po Polakach. Szliśmy po szkole na sanki, a one dalej za mną: Znajda, znajda.
Szłam potem zapłakana do domu, a mamusia mnie przytulała i mówiła: Nie słuchaj głupot. Nasza jesteś. I tyle.
Rodzice mi nie powiedzieli nigdy ani słowa o tym, skąd się u nich wzięłam. Kiedy mama już była stareńka, ciocia, jej siostra, wszystko mi opowiedziała: My, stare, niedługo poumieramy – mówiła – a ty powinnaś znać prawdę. I jeszcze mamie tłumaczyła: Nie może być tak, że my do grobu pójdziemy, a Hania nie będzie nic wiedzieć. Powiedz jej!
Ale ciocia znała tę historię z drugiej ręki. Powiedziała dużo, ale najważniejszych szczegółów nie znała. A ja bym chciała wiedzieć, jak się nazywali moi prawdziwi ojciec i matka. Nawet jeśli tam zginęli, to chciałabym znać chociaż imię i nazwisko tej polskiej mamy. To ważne dla człowieka, żeby wiedział takie rzeczy. Sama miałam trójkę dzieci i choćby nie wiem co się stało, chciałabym, żeby wiedziały, kim ja jestem. Jakie jest moje imię i nazwisko. Chociaż tyle – imię. I nazwisko.
***
Po wsi Gaj nie ma dziś śladu, choć była to bardzo duża wioska. Wiem, bo nieraz tamtędy przez las jeździłam, i potrafię sobie wyobrazić, ile mniej więcej zajmowała. Ale długo nie wiedziałam, że tam przed wojną była wieś – las, jak wszędzie, tyle że trochę młodszy. Dopiero jak byłam nastolatką, ktoś ze starszych zaczął mówić – a, tutaj do polskiej szkoły chodziłem. Tutaj kolegę Polaka miałem. I tak po odrobince się dowiadywałam, że tu w czasie wojny jakichś ludzi zamordowali. Dziwne, prawda? Że tyle czasu nikt nic nie mówił. To były wioski odległe od siebie dwa kilometry; ludzie do Gaju i do kowala jeździli, i w różnych innych sprawach. I mój tatko, i mama musieli tam być wiele razy. A przez wiele lat tylko po zdziczałych wiśniach i jabłonkach można było poznać, że kiedyś tam były domy, szkoła, normalne życie. Jakby ludzie z jakiegoś powodu chcieli ten Gaj zapomnieć, wyrzucić go z głowy.
***
– Jak znaleźli tego dzieciaka, zaczęli na miejscu radzić, co z nią zrobić – opowiada jeden z najstarszych mieszkańców Kaszówki, pan Walery, który pamięta ten dzień. – Banderowcy takie dzieci zabijali. Jeśli ktoś ich nie słuchał, mogli mu spalić gospodarstwo albo rozstrzelać – każdy Lach miał być zabity, nieważne, ile miał lat. Ale z drugiej strony, jak zabić maleńkie dziecko, które cudem się uratowało? Stali więc w Gaju nad tą małą i się kłócili. Oddać banderowcom? Czy spróbować ją ocalić? Taki nad nią odbyli sąd.
W końcu jeden z gospodarzy, Aleksander Jaszczuk, bierze dziewczynkę na swoją furmankę i rusza. – Co ma być, to będzie, ale dzieciaka nie zabijemy – mówi. A że jest szanowanym gospodarzem, ludzie w milczeniu mu przytakują. Kaszówka nie trzyma z banderowcami. Miejscowy batiuszka został nawet zastrzelony, bo podobno nie chciał dać ślubu ich przywódcy ani święcić noży, których mieli używać w trakcie rzezi.
We wsi małą Polkę biorą na przechowanie rodzice Kateriny Bojmistruk.
Historia pani Hani to część książki Witolda Szabłowskiego
„Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia”.
Kliknij w okładkę aby przeczytać całość historii Pani Hani i jej ukraińskich rodziców.
Jeden z najlepszych polskich reporterów rzuca nowe światło na rzeź wołyńską.
Rzeź wołyńska to nie tylko liczby ofiar i polityczne spory, ale przede wszystkim poruszające historie ludzi. Witold Szabłowski rusza na Ukrainę, by odnaleźć ostatnich żyjących świadków tamtych wydarzeń. Jako pierwszy szuka odpowiedzi na pytanie: kim byli Ukraińcy, którzy pomogli wówczas Polakom?
Wrogość między ludźmi tliła się jeszcze przed wojną. Ale gdy latem 1943 roku ukraińscy nacjonaliści zaczęli zabijać dziesiątki tysięcy Polaków, ich ukraińscy sąsiedzi musieli wybierać. Jedni pomagali mordować, a czasem nawet zabijali swoje polskie żony i dzieci. Ale inni ryzykowali życie, chowając Polaków na strychach, w schowkach i stodołach. Co spotkało panią Hermaszewską, gdy z półtorarocznym Mirkiem w ramionach uciekała przed banderowcami? Jakim cudem dziesięć tysięcy Polaków przetrwało w pospiesznie zbudowanej warowni, z której nie było żadnej ucieczki?
Czy żeby ratować innych, trzeba zdradzić swoich? Co polska pamięć o ukraińskich sprawiedliwych mówi o naszej tożsamości? Dlaczego w trudnych czasach największym bohaterstwem bywa zachowanie się po ludzku? Sprawiedliwi zdrajcy to próba odpowiedzi na te ciągle aktualne pytania.
(ze strony: www.znak.com)
Tematy ruskie/ukraińskie: pozostałe posty