Obrazki z miasta
Obrazek z „żydowskiego miasta”
czyli Rybi Plac jak żywy
Niniejszy tekst, który ukazał się pierwotnie w 1926 roku w gazecie „Ziemia Przemyska” (nr 32) dedykujemy pamięci Manesa Bogena, przemyskiego Żyda, który zmarł w tym tygodniu w Tel Avivie. Manes Bogen urodził się dwa lata przed jego publikacją i z pewnością pamiętał Rybi Plac właśnie takim jak ukazuje go autor notatki oraz zamieszczone wraz z tekstem fotografie. Manes Bogen odwiedził ostatni raz Przemyśl cztery lata temu i do ostatnich dni mile wspominał nasze miasto. Mieliśmy przyjemność uczestniczyć w nagraniu wywiadu, jaki przeprowadził z nim w zeszłym roku Tomek Machaj. Niestety, nie starczyło czasu, aby o dawnym Przemyślu dowiedzieć się czegoś więcej. Spoczywaj w pokoju Manesie Bogen.
Centrum „żydowskiego miasta” tworzy plac Berka Joselowicza zwany pospolicie „Rybim” i uliczki wokoło starożytnej synagogi pamiętającej jeszcze rok 1498.
Na tym placu inny obraz widzi się rano, inny po południu a inny w dnie targowe i sobotnie. Zrana gwar i harmider, jak na targowicy, tylko w miniaturze, bez fur, bydła no i bez trefnej nierogacizny. Tu obrały sobie siedlisko przeważnie przekupki żydowskie z jajami, kurkami, grzybkami i innemi żywemi i martwemi produktami. Między nie wlazły również i przekupki chrześcijańskie i w zgodzie i harmonii razem kupczą i szachrują. Po południu znika ta wrzaskliwa czereda a zostają tylko niewzruszone w swej powadze, obdarte stragany, stojące wzdłuż chodnika aż do bożnicy, zajęte przez przekupniów żydowskich.
Czego dusza tylko zapragnie, dostaniesz na tych straganach od igieł i nici począwszy, a skończywszy na porcelanie. Są tam zapałki, koziki, lusterka , wstążki, koronki, garnki, garnuszki – szwarc, mydło, powidło i wszelkie inne delikatesy. Przy tych straganach przekupnie w zimie, grzejąc skostniałe ręce nad garnkami żarzących się węgli i przestępując z nogi na nogę, stoją od rana do wieczora z dziwną wytrwałością, aby zdobyć może kilkadziesiąt groszy.
Nędza i beznadziejna rezygnacja wygląda z tych straganów. Nie każdy żyd jest bogaczem …
Między te żydowskie stragany, w to centrum żydowskiego miasta, jak Piłat w Credo wpadły trzy stragany chrześcijańskie jeden z mięsem wołowem, drugi końskiem a trzeci wieprzowem. I niedość, że naruszyły stan posiadania żydowskiego, zepsuty cały urok Rybiego placu, ale jeszcze tem swem „świńskiem” i końskiem sąsiedztwem strefniły całe żydowskie miasto i zatruły i tak dość ciężki żywot przekupniów.
Skąd one się tam wzięły i w jakim celu? Dużo o tem możnaby pisać. Przypuszczam, iż jakiś antysemita w magistracie chciał po prostu wykurzyć stamtąd żydowskich straganiarzy i ulokował tam tych rzeźników. Ale mu się sztuka nie udała.
[fot. ze zbiorów prywatnych]
***
Na tych „świńskich” czy końskich straganach rozłożone leżą różne delikatesy a więc smakowite kiełbasy i kiszki końskie, czarne jak smoła, wieprzowe czerwone jak papryka, które aż pachną z daleka naturalnie w lecie więcej, w zimie mniej.
Ludziska oglądają, wąchają i kupują.
– Smerdyt pane! – mówi chłop biorąc do ręki taką kiszkę końską i wąchając ją na wszystkie boki.
– Oj durnyj człowiecze – odpowiada rzeźnik – szczo ty sia znajesz na koninie? To ne dla tebe taki fajni kiszki! A znajesz ty czomu smerdy osełedec? Bo fajny. A czomu fajny, bo smerdyt!
A chłop uparty, nie dał się przekonać i poszedł szukać i wąchać dalej.
***
Obok bóżnicy „spotkały się dwie Marysie” z Prałkowiec i targują wstążki. Biorą w rękę, badają dokładnie jakość i naradzają się. Przekupka zachwala, a przykładając wstążki do twarzy dziewczyny, woła do drugiej.
– Niech się panienka popatrzy, jak fajno pasuje. Wygląda panienka jak prawdziwa hrabianka. Może nie? – Żebym tak miała szczęście, że wszystkie panienki z miasta u mnie tylko kupują.
I dziewczęta przezwane panienkami dały się przekonać.
Największy ruch i gwar panuje tutaj w dni targowe. Zato w sobotę i żydowskie święta cisza i pusta – jakby wymiótł, nawet pies tam nie zaglądnie.
To prawdziwe żydowskie miasto !
[fot. ze zbiorów MNZP w Przemyślu]
Powyżej link do całego wywiadu z Manesem Bogen.
„Pojechałem do Przemyśla, czepiła się świnia dyszla. A ja myślał, że to świnia a to pańska gospodynia” – takim przedwojennym powiedzonkiem zaczyna Manes Bogen swoją opowieść o dawnych czasach. Urodził się w Przemyślu. Jego ojciec prowadził tartak w Niżankowicach. Często biegł na miasto oglądać wojskową orkiestrę Podhalańczyków. Wspomina o żydowskiej łaźni na ulicy Mickiewicza i wielu miejscach, o których raczej mało wiemy.
Wspaniały człowiek, pełen humoru, który pamiętał doskonale przedwojenny Przemyśl.
Podobne posty: