Zanim przybyli na Tatarską 3
Świadectwa Jana Dorlicha i Maxa Diamanta
W dniach 27 i 31 lipca oraz 3 sierpnia 1942 r. dokonano pierwszych deportacji z przemyskiego getta do obozu zagłady w Bełżcu. Wysłano wówczas na śmierć ponad 10.000 osób.Około 6500 Żydów zostało wysłanych do Bełżca dnia 27 lipca. Cztery dni później, 31 lipca, do Bełżca deportowano następnych 3000 osób. 3 sierpnia na śmierć wysłano kolejne około 3000 osób.
Poniżej zamieszczamy materiał, na który składają się obszerne fragmenty świadectw złożonych przez dwóch ocalałych z Holokaustu Żydów. Dwóch obcych sobie Żydów, których los splótł się na ulicy Tatarskiej u sióstr Podgórskich, gdzie obaj otrzymali schronienie.
Stefania Podgórska ze swą młodszą siostrą Heleną (źródło: US Holocaust Memorial Museum)
Jan Dorlich – autor jednej z przytaczanej poniżej relacji – urodził się w roku 1924 roku. Miał więc w momencie wybuchu wojny 15 lat. Podobnie jak kilkunastu innych Żydów ukrywał się u sióstr Podgórskich na ulicy Tatarskiej. J. Dorlich w latach 1941-1942 pracował w firmach rozbiórkowych. W latach 1942-43 pracował jako listonosz w getcie. Główna poczta była po stronie aryjskiej a korespondencję odbierano w wyznaczonym punkcie, do którego donosił ją wyznaczony urzędnik pocztowy. Po wojnie Jan Dorlich wyjechał z Przemyśla. Do Izraela wyemigrował w 1957 roku.
Autorem drugiej relacji jest – Max Diamant (Józef Burzmiński). Diamant urodził się w 1915 r. w Wiedniu. Po ukończeniu gimnazjum w Przemyślu, zdążył – przed II wojną światową – odbyć praktykę dentystyczną. W czasie wojny w przemyskim getcie zginęli jego rodzice. Siostrę Niemcy rozstrzelali w 1941 roku we Lwowie. Spośród trzech braci okupację przeżył tylko jeden. Po wojnie Diamant wyemigrował wraz z siostrami Podgórskimi do Wrocławia gdzie ukończył studia medyczne. W czerwcu 1957 roku, pod nowym nazwiskiem i ze swoją żoną – Stefanią Podgórską wyemigrował z Polski.
Zezwolenie na pracę Maxa Diamanta (źródło: US Holocaust Memorial Museum)
Poniższy materiał został oparty na pracy Wacława Wierzbieńca; Losy przemyskich Żydów podczas II wojny światowej w relacjach świadków (w) STUDIA PRZEMYSKIE, TOM l, 1993, w której poza relacjami Jana Dorlicha i Maksa Diamanta znajduje się obszerny wstęp nakreślający tło historyczne wydarzeń, w których uczestniczyli wspomniani autorzy. Znajduje się również informacja, której do tej pory nikt nie chciał zweryfikować, a która wobec posiadanego na ta chwilę stanu wiedzy, jest prawdziwa (choć być może nie wygodna).
***
Świadectwa Jan Dorlicha i Maxa Diamanta
„Przed II wojną światową – rozpoczyna swoją opowieść Jan Dorlich – Przemyśl liczył około 51 tysięcy mieszkańców. 16-18 tys. stanowili Żydzi. Reszta to Polacy i Ukraińcy. Zróżnicowanie w społeczeństwie żydowskim było duże. Istniały wielkie przedsiębiorstwa żydowskie jak „POLNA” duża odlewnia żelaza (właścicielem był Klagsbad, po zajęciu Przemyśla przez Niemców dostał się do Rumunii i z czasem do Izraela, gdzie od dawna miał ulokowane kapitały), jak fabryka zabawek [ … ]
Zasadniczo Żydzi osiedleni byli w całym mieście: w Przemyślu i przedmieściu tzw. „Zasaniu” , ale największym skupiskiem były ulice Kazimierzowska, Jagiellońska aż do Wybrzeża Kościuszkowskiego. Teren ten posiadał kilkanaście domów modlitwy w tej liczbie synagogę z XIV wieku (spalono ją w 1939 r.) a także nową, o nowoczesnej architekturze „Templum”, przeznaczoną raczej dla arystokracji.
W Przemyślu było sporo organizacji syjonistycznych o dużym wachlarzu ideologicznym od „Betaru” począwszy, poprzez Ogólnych Syjonistów, aż do „Hanomer Hacair”. Ruch robotniczy reprezentowały również różne organizacje i partie z komunistami włącznie. (…)”
„W czasie wojny polsko-niemieckiej w 1939 roku hitlerowcy zajęli Przemyśl. Od razu pierwszego dnia rozstrzelali na cmentarzu około 600 mężczyzn w sile wieku. Kroku tego nawet nie usiłowali niczym tłumaczyć. W mieście byli tydzień, po czym oddali je władzom radzieckim.
W okresie sowieckim zmienił się społeczny skład ludności. Część bogata wyjechała przez Rumunię zagranicę, lub do innych większych miast (Lwów). Przemyśl zapełnił się uciekinierami z zachodu. Ci stanowili około 20 procent.
[Ogółem w kwietniu i maju 1940 roku deportowano z Przemyśla w głąb ZSRR około 7000 Żydów. Większość z nich stanowili uciekinierzy z zachodniej i centralnej Polski – przyp. red.]
W czerwcu 1941 roku weszli Niemcy (wojna rosyjsko-niemiecka). Natychmiast wprowadzono opaski i zapędzono Żydów do pracy przymusowej. Powstało szereg firm rozbiórkowo-porządkowych (Banwervaltung) eksploatujących prawie darmową pracę Żydów.”
3 lipca 1942 roku komisarz miasta Bernhard Giesselmann wydał rozporządzenie dotyczące odgraniczenia dzielnicy żydowskiej z datą wejścia w życie od 16 lipca 1942 r. Rozporządzenie ustalało dokładne jej granice. „Obszar getta – mówił Dorlich – nie zawsze był jednakowy; początku było ono większe; obejmowało ulice Czarneckiego, Kopernika, Targowicę do ul. Jagiellońskiej.”
Do powstałego getta przesiedlano również Żydów z całego powiatu przemyskiego. Przyjmuje się, że ogółem przez getto przeszło około 22.000 osób.
Prawie równocześnie z napływem Żydów z powiatu przemyskiego rozpoczęto w tym samym miesiącu akcję deportacji do obozów zagłady. Po zamknięciu getta, w dniach 27 i 31 lipca oraz 3 sierpnia 1942 r. dokonano deportacji do obozu w Bełżcu ponad 10.000 osób.Około 6500 Żydów z przemyskiego getta zostało wysłanych do niemieckiego obozu zagłady w Bełżcu dnia 27 lipca. Cztery dni później, 31 lipca, do Bełżca deportowano 3000 osób, a 3 sierpnia na śmierć wysłano kolejne 3000 osób.
Wówczas getto zmniejszono, jak twierdzi Dorlich, o dwie trzecie. „Została ulica Kopernika, Cezarego, Targowica – do więzienia (wyłącznie).”
***
W sierpniowym transporcie do Bełżca, który miał miejsce w 1942 roku, znaleźli się również rodzice Maksa Diamanta.
„Po tej akcji – zeznawał Diamant – ja i brat lekarz zaczęliśmy pracować w firmie niemieckiej, zajmującej się wysyłką na front wschodni różnych przedmiotów gospodarskiego użytku (np. żywności, ubrań, pieców itp.). Firma ta nosiła nazwę „Heresunterkunfervalte”. Pracowali w niej Żydzi bez żadnego wynagrodzenia. Polacy i Niemcy pełnili funkcje nadzorcze. Z pośród kierowników utkwiły mi w pamięci dwie osoby – obercalmajster Jekkiel, który zginął potem na froncie wschodnim, i jeden z unteroficerów – nazwiska nie pamiętam. Ten ostatni był bardzo złym człowiekiem. Szczególnie znęcał się nad kobietami. Razem z nami była młoda dziewczyna – Faberówna. Raz ów unteroficer przyczepił się do niej, na oczach wszystkich robotników i całej jej rodziny straszliwie ją zbił. Butami kopał klatkę piersiową. Słyszałem jak chrzęszczały łamane kości. W niedługim czasie potem zmarła. Naturalnie nikt z nas nie miał prawa odezwać się. Wtrącił się jeden człowiek Niemiec, inwalida z frontu wschodniego, pracujący w naszej firmie jako stróż, nazwiska nie pamiętam. Stróż ten rzucił się na unteroficera, zaczął strasznie krzyczeć, że to nie sztuka grać tu bohatera, .. jedź na front i tam pokaż co potrafisz” – krzyczał do niego. Po tej awanturze stróża zabrało gestapo. Już nie wrócił. Po jakimś czasie owego unteroficera wysłano na front wschodni. (…)”
Niemiecki dowód tożsamości Maxa Diamanta (źródło: US Holocaust Memorial Museum)
„18.XI. rozpoczęła się akcja, jedna z największych w ówczesnym Przemyślu. Na ten okres schowaliśmy się do bunkru na 50 osób. Właściwie przesiedzieliśmy tam najgorszy okres; było właściwie po wszystkim i zupełnie przypadkiem odkrył nas jeden policjant. Przywołał gestapo. Kazali nam wychodzić. Ustawili nas chyba w 10 osób. Kazali nam przechodzić przed frontem owej dziesiątki i każdy z niej miał walić nas gdzie popadło gumową pałą. Część przechodzących padła; dobili ich butami. Mnie i bratu udało się przebiec szybko, prawie bez szwanku. Pamiętam, padła wówczas 17 letnia córka adwokata Szwarca. Grupę, która wytrzymała postanowili na miejscu rozstrzelać. Wstrzymał ich od tego jakiś gestapowiec. Powiedział >lepiej wysłać ich na mydło do Bełżca<.”.
[ Czwarta deportacja do niemieckiego obozu zagłady w Bełżcu miała miejsce 17 listopada 1942 r. Objęła ona wówczas około 3500 przemyskich Żydów – przyp. red.]
„Rzeczywiście załadowali nas do pociągu towarowego. Zamiast 30-40 osób pomieścili 100 w jednym wagonie. Kiedy trudno było z ładunkiem na ludzi puszczali psy. Te wyrywały całe pośladki. Sam to widziałem. Największy strach wzbudzały psy w kobietach. Przestraszone, wskakiwały przez ludzkie głowy. Straszny był to widok. Pociąg ruszył 18 XI wieczorem. Dantejskie sceny zaczęły się wówczas w naszym wagonie. Widzieliśmy jak jeden mężczyzna wiesza się. Odcięliśmy go. Wówczas wpadł w szał, trudno go było utrzymać. Nic na to nie mogliśmy poradzić; za jakiś czas powiesił się na naszych oczach. Już nie przeszkadzaliśmy mu. Z kilkorga ludzi w wagonie była tylko bezkształtna kupa mięsa. Trudno to wszystko opowiedzieć. W pewnym momencie zobaczyłem przez okno Ukraińca, swego szkolnego kolegę. Pilnował naszego wagonu. Wdałem się z nim w rozmowę. Z początku mówił o tym spokojnie, bez drwiny, że pojedziemy na mydło do Bełżca; potem proszony przeze mnie dał menażkę wody. Tę rozdzieliliśmy na wszystkich.” Siedem kilometrów za Przemyślem Diamant wyskoczył z pędzącego pociągu przez otwarte prze siebie okno. „Brat nie zdążył. Nie wiem dlaczego. Zamiast niego wyskoczyli dwaj inni. Brat zginął w Bełżcu.”
Strażnicy w obozie w Bełżcu (źródło: Museum of Family History)
„W listopadzie 1942 roku – zeznaje w swojej relacji J. Dorlich – podzielono getto na dwie części „a” i „b”. Obie miały oddzielne wejścia. Dzieliła je ulica. Getto „a” przeznaczone było dla pracujących. Tu istniał specjalny zarząd pracy. Tu urzędował Goldman. Tu Judenrat dostarczał jedzenie, które ludność musiała kupować. W części „b” zgrupowano ludność niepracującą. Ta żywiła się własnym przemysłem.” Niecały rok później rozpoczęto likwidację getta „a” i „b”.”
To wówczas nastąpiła tragedia, którą ocaleni po wojnie Żydzi postanowili upamiętnić tablicą przyległą do więziennego muru od strony ulicy Kopernika. Na niewielkim placu, zwabieni obietnicą przeżycia, zgromadziło się ponad 500 osób, które do tej pory ukrywało się w licznych kryjówkach porobionych na terenie getta. Z ponad kilkuset Żydów miało przeżyć tylko dwoje. Pozostali zostali rozstrzelani, a ich ciała zostały spalone prawie w samym centrum miasta. Po aryjskiej stronie wszyscy musieli już wiedzieć, że to palą się ciała ostatnich przemyskich Żydów.
***
„Od września 1943 roku – czytamy w zeznaniach z Yad Vashem – Dorlich przebywał na stronie aryjskiej. Dostał się do kryjówki, w której od 4 września przebywało 12 osób. Zrobiona była ona na strychu, który oknami wychodził na podwórze cerkiewne. Było to na ulicy Tatarskiej 33. Kryjówka utrzymywana była przez dwie Ukrainki – siostry Podgórskie – Stefanię i Helenę. Pierwsza była robotnicą fabryczną, druga 10-letnią dziewczynką. Obie dokonywały cudów bohaterstwa, odwagi, by ukryć przez 15 miesięcy i wyżywić 13 osób.”
(opr. M.P.)
Posty związane z tematyką żydowską: