My, chłopcy z ulicy Wodnej
Przemyśl mojego dzieciństwa i młodości (1944-1961)*
Andrzej Koperski
Z urodzenia jestem lwowianinem, ale czuję się w pełni przemyślaninem. Lwowa wprawdzie nie pamiętam, ale mit tego miasta funkcjonował w naszym domu. Moja Babcia pochodziła ze Lwowa. Mój Ojciec spędził tu wczesne dzieciństwo. Mama przed II wojną pracowała we Lwowie. Tutaj, podczas wojny, w 1944 roku, Ojciec został aresztowany przez gestapo. W opowiadaniach Mamy Lwów jawił się zawsze jako piękne miasto, miasto kościołów i cerkwi, uczelni, inteligencji, niepowtarzalne w swoim kresowym charakterze. We wspomnieniach powracał m.in. kościół Bernardynów, św. Elżbiety, ul. Gródecka z dworcem, park stryjski i wiele innych miejsc. Zachwycała się gwarą lwowską, Tońciem i Szczepciem itp., itd.
****
Po wojnie Mama powróciła do swojego rodzinnego miasta Przemyśla, które stało się i naszym miastem. Zamieszkaliśmy przy ul. Wodnej. Wszystko znajdowało się w pobliżu: przedszkole przy ul. Waygarta, szkoła przy ul. Sienkiewicza, kościół Franciszkanów i katedra, San i jego atrakcje. Z okien widzieliśmy Rynek. Z kolei przy ul. Wodnej 7 stała dorożka, którą powoził sąsiad z naprzeciwka. W porze letniej często wychodziliśmy z bratem na balkon od strony ul. Ratuszowej, gdzie był duży ruch. Pamiętam, jakie wrażenie na nas chłopcach robiło przechodzące i śpiewające wojsko. Żołnierze w rogatywkach maszerowali do łaźni miejskiej.
W latach powojennych, w najbliższy rejon dawnego żydowskiego miasta zawijały dla nas tajemnicze i egzotyczne tabory cygańskie. Rozlokowywał się cyrk, wesołe miasteczko. Wokół było jeszcze wiele ruin, pozostałości wojny. Resztki domów, piwnic znajdowały się przy dolnym odcinku ul. Wodnej, vis a vis szpitala położniczego, dalej wzdłuż ul. Jagiellońskiej, Ratuszowej i przy ul. Wałowej. Do połowy lat 50-tych sterczały mury zabytkowej, XVI wiecznej synagogi. Jako chłopcy z ciekawością przypatrywaliśmy się rozbiórce murów tej dawnej bożnicy. Będąc już uczniem liceum, brałem udział w odgruzowywaniu terenu przy ul. Wałowej. Oczyszczone cegły układaliśmy w pryzmy. Były gromadzone i następnie przewożone do Warszawy w ramach akcji „cała Polska odbudowuje swoją stolicę”. Długo jeszcze były widoczne gruzowiska w rynku Starego Miasta, u wylotu ul. Franciszkańskiej, przy ul. Śnigurskiego, ul. Mickiewicza, a także na targowisku za Kamiennym Mostem. Młodzież penetrowała dostępne piwnice dawnej zabudowy, choć groziło to zawaleniem. Poszukiwano skarbów, porzuconej czy zagubionej broni, niewypałów, które wykorzystywano w niedzielę wielkanocną, co nieraz tragicznie się kończyło. Krążyły mity o pozostawionych bogactwach, złocie itp.
Ruiny Starej Synagogi w Przemyślu (fot. ze zbiorów MNZP)
My poruszaliśmy się w pobliżu domu. Zawsze intrygowało nas zejście do schronów przy ul. Jagiellońskiej. Graliśmy w „szmaciaka” na placyku przed budynkiem Wodna 7 (obecnie stoi tam obelisk z popiersiem Piłsudskiego). Po lekcjach rozgrywaliśmy mecze na tzw. Podzamczu, na placu za pomnikiem Konstytucji 3-maja. Zimą z góry zamkowej zjeżdżało się na sankach. Trasa saneczkowa dalej biegła przez ul. Fredry, Rynkiem w dół aż do ul. Wodnej. Nie było ruchu, było więc bezpiecznie.
Na górze, w Zamku Kazimierzowskim znajdował się teatr „Fredreum”. Często korzystaliśmy z darmowego wejścia na spektakle teatralne, na samą górę balkonu tzw. jaskółkę. Sala miała jeszcze pierwotny, bogaty wystrój z drewnianymi lożami. Orkiestra, głównie Towarzystwa Muzycznego, grała w tzw. zapadni. Wyczuwało się specyficzny nastrój. Aktorami byli przemyślanie, ludzie różnych zawodów, artyści – amatorzy: Państwo Kowalowie, Sanderowie, Pan Stypułkowski, Stupnicki, Wysocki, Konopelski, Czerny, Bracia Mareszowie, Pani Hanka Osińska i inni. Pamiętam, że duży sukces odniósł wodewil „Krakowiacy i górale”. Na przedstawienia przychodziło bardzo wiele osób.
Przemyski zamek – lata 60te (fot. ze zbiorów prywatnych)
W lecie dużym powodzeniem cieszył się park miejski. Od strony ul. Reja, przy wejściu znajdował się mini zwierzyniec, dalej dom ogrodnika z pięknie zagospodarowanym kwiatowym klombem, w głębi plac zabaw dla dzieci. Jakiś czas żywe zwierzątka znajdowały się również przy wejściu od strony ul. Sanockiej, w pobliżu drewnianej, zabytkowej altanki. Miejscem odpoczynku był placyk przy figurce pastuszka, dalej prowadziły alejki w kierunku zabytkowego zamku oraz w górę, w stronę tzw. ciurka i wzgórza Trzech Krzyży. Chyba w latach 60-tych krótki czas funkcjonowała tam skocznia narciarska. W porze letniej spędzaliśmy dużo czasu na zabawie w tych uroczych miejscach. W maju tradycyjnie uczęszczało się na „majówkę”, odprawianą przy pięknej, zabytkowej figurze Matki Boskiej.
W latach powojennych Mama prowadziła nas do kościoła OO. Franciszkanów. Była tam drewniana podłoga i zimą było cieplej. Gdy byliśmy małymi chłopcami, w grupie franciszkańskiej uczestniczyliśmy w procesjach w uroczystość Bożego Ciała. Gdy starszy brat został ministrantem przy katedrze, wówczas tam chodziliśmy na msze niedzielne i codzienne wieczorne nieszpory.
W odnowionej po zniszczeniach wojennych katedrze, siedzibie biskupiej i jedynej parafii w prawobrzeżnej części miasta, skupiało się życie religijne Przemyśla. Biskupem ordynariuszem był ks. bp Franciszek Barda, który udzielał mi Sakramentu Bierzmowania. Jako długoletni Pasterz diecezji był otoczony niezwykłym szacunkiem. Podczas uroczystości kościelnych z całym dostojeństwem przedsoborowym doprowadzany był z pałacu biskupiego do katedry. Wierni przyklękali i całowali pierścień. Podobnie w asyście kleryków szedł od ołtarza do ambony, z której głoszono kazania. Biskupem sufraganem był ks. bp Wojciech Tomaka, który oblegany przez dzieci, częstował je zawsze słodyczami. W imieniu proboszcza urząd seniora przy parafii katedralnej sprawował ks. Stanisław Dudziński. Licznie nawiedzane były też kościoły: Franciszkanów i Reformatów. Na Zasaniu jedyną parafią byli Salezjanie. W latach wczesnego dzieciństwa sporadycznie chodziliśmy na Zasanie.
Widok starówki przemyskiej od strony Winnej Góry w czasach PRL (fot. ze zbiorów prywatnych)
Życie miasta toczyło się w obrębie rynku staromiejskiego, tam po wojnie znajdował się zielony rynek. Pamiętam, że tzw. przekupki siedziały ze swoimi towarami wzdłuż alejki przecinającej Rynek. W dawnych podcieniach zabytkowych kamienic znajdowały się sklepy, różne pracownie i zakłady usługowe. Po wschodniej stronie, w górnym rogu był sklep sportowy, elektryczny, poniżej sklep papierniczy (d. Wolanin). Pod nr 10, w podcieniu, był elektryczny zakład naprawczy i obok atelier fotograficzne A. Wysockiego. W kamienicy nr 9 zakład brązowniczy posiadał Pan Konopelski. Obok był sklep spożywczy P. Gwiazdowicza, na rogu sklep nabiałowy. To rozmieszczenie w różnych okresach ulegało zmianom. W północnej pierzei rynku znajdował się po wojnie zakład fryzjerski damsko – męski: Szczepański- Karowicz, a na rogu przy ul. Wodnej sklep ze słodyczami, lodami i artykułami spożywczymi prowadziła P. Bilońska, nasza sąsiadka. Gdy tam zaglądaliśmy, byliśmy częstowani landrynkami. W północnej partii rynku funkcjonował dawny, przedwojenny sklep Szancerów, również z artykułami spożywczymi.
Na ladzie stały słoje wypełnione różnymi cukierkami. Małą, metalową szufeleczką nabierało się zazwyczaj 10 dkg cukierków i pakowało do zwiniętego z papieru rożka. W górze Rynku, przy ul. Fredry, zawsze wzbudzał naszą ciekawość zakład wyrobu trumien „Fudali”. Na placu, przed dawnym kl. Dominikanów widoczne były jeszcze pozostałości schronu wojennego. Stąd można było wejść Bramą Rycerską i schodami na dziedziniec kasyna oficerskiego. W lecie urządzano tam festyny i grała orkiestra wojskowa.
Chyba ok. 1955-56 roku zielony rynek ze staromiejskiego Rynku przeniesiono w rejon d. żydowskiego miasta, na tzw. d. Rybi plac. Ustawiono 4- 5 rzędów zadaszonych kramów. Wokół przy ul. Ratuszowej znajdowały się jatki ze sprzedawanym na wagę rąbanym mięsem oraz z różnymi podrobami. Na plac za kramami, od strony ul. Jagiellońskiej, zajeżdżały furmanki pełne warzyw i owoców. Na targu kupowało się nie tylko jarzyny i owoce, ale masło, sery, jaja, drób. Sprzedażą zajmowały się tzw. przekupki, to znaczy osoby, które kupowały od rolników tańszy towar i sprzedawały go po droższej cenie. Pełno tam było też świecidełek i innych praktycznych drobiazgów. Kupcy zachwalali swoje towary, wołając: „ten grzebień się wygina jak ciotka Regina”, a specjalnością była też niezawodna maść na nagniotki. Zdarzały się tam drobne kradzieże. Już od wczesnych godzin rannych słychać już było głosy handlujących. Korzystaliśmy przez lata z przywileju mieszkania w pobliżu zielonego rynku. Umówione gospodynie dostarczały nam bezpośrednio do domu wspaniały, świeży nabiał.
Przemyski Rynek we wczesnych latach powojennych (fot. ze zbiorów p. Doroty Markockiej https://www.facebook.com/groups/426486561490418/posts/472186360253771/)
Za zielonym rynkiem, w miejscu obecnego pl. Berka Joselewicza i siedziby muzeum, był teren po zniszczonej dawnej zabudowie, na który zajeżdżał cyrk. Dla nas chłopców cyrk był w tamtym czasie dużą atrakcją. Z podziwem patrzyliśmy na akrobatów cyrkowych, na egzotyczne zwierzęta. Przez ogrodzenie zerkaliśmy na życie ludzi cyrku. Tutaj też lokowało się wesołe miasteczko z karuzelami, strzelnicą.
Głównymi arteriami miasta była ul. Franciszkańska (tzw. corso) i ul. Kazimierzowska.
W czasach „stalinowskich” ul. Franciszkańską przemianowano na ul. Stalingradzką, a potem na ul. Tysiąclecia, które to nazwy nigdy nie weszły do powszechnego użytku. Podobnie Rynek na jakiś czas stał się placem Wielkiego Proletariatu. Na Franciszkańskiej były „reprezentacyjne” sklepy, tam można było spotkać spacerujących znajomych. U zbiegu ulic Franciszkańskiej i Kazimierzowskiej przez długi czas funkcjonowała modna kawiarnia „Śródmiejska”.
W późniejszych latach popularna była restauracja „Polonia” na pl. Na Bramie, a także „Adria” przy ul. Mickiewicza, czy też „Karpacka” przy ul. Kościuszki. Wspaniałe lody z poziomkami podawano w cukierence przy ul. Serbańskiej. Przedłużeniem „corso”, za placem Na Bramie była ul. Mickiewicza prowadząca do dworca, a dalej w stronę Lwowa. Po wojnie, na dawnym placu fiakrów, ustawiono obelisk ku czci poległych żołnierzy radzieckich, z dwoma armatkami. Natomiast dorożki miały swój postój w pobliżu dworca kolejowego. Dalej przy poczcie kończyło się niejako miasto, zaczynały przedmieścia.
Natomiast od strony zachodniej dochodziło się do ul. Kościuszki, która prowadziła na most. Na rogu, w latach 70-tych, w tzw. MPiK-u zbierało się stałe towarzystwo przemyślan.
Widok w latach 60. XX w. ówczesnego Placu Karola Marksa (Obecnie Plac na Bramie) z widocznym pomnikiem Wdzięczności Żołnierzom Armii Czerwonej. W latach 70. został przeniesiony na obecny Rybi Plac, a następnie w 1991 r na Cmentarz Żołnierzy Radzieckich (fot. ze zbiorów MNZP)
W lecie ożywiał się deptak spacerowy wzdłuż Sanu, przy ul. Manifestu Lipcowego (ob. ul. Piłsudskiego). Tam znajdowała się plaża miejska. W latach szkolnych korzystaliśmy też z wieczornych kąpieli za mostem kolejowym, gdzie z kolektora elektrowni wypływała ciepła woda. Tam też prało się okazjonalnie dywany czy chodniki. Chyba w latach 50-tych prowadzono prace porządkowe przy nadbrzeżu Sanu, budowano kamienne tamy. Duże zniszczenia przyniosła powódź w 1957 (?) roku, woda podpłynęła pod kino „Bałtyk”, zalała boisko „Czuwaju” i niższe rejony przy Zakładzie Braci Albertów.
Od 1950 roku uczęszczałem do Szkoły Podstawowej nr 1 im. T. Czackiego przy ul. Sienkiewicza. Kontynuowaliśmy tradycję rodzinną, gdyż do tej szkoły uczęszczał przed wojną mój Ojciec, a po wojnie także mój starszy brat. Pamiętam te pierwsze chwile, kiedy to stałem przed budynkiem dawnej szkoły ludowej, trzymając w ręku elementarz Falskiego, zeszyt i ołówek. Nie mieliśmy tornistrów, nie mówiąc o przyborach szkolnych. Wyglądaliśmy biednie, ubrani w niciane swetry czy marynarki ze starszego rodzeństwa. Zmorą były przeciekające buty. Niezbyt przytulne były sale klasowe opalane piecami na węgiel, ciemne, z oliwionymi na czarno podłogami, wyposażone w długie ławy szkolne z otworami na kałamarz. W korytarzu znajdowały się prymitywne ubikacje. Po drugiej stronie ulicy straszyły ruiny dawnej bursy szkolnej.
Od 1957 roku byłem uczniem II LO im. K. Morawskiego na Zasaniu przy ul. P. Skargi. Warunki też były dalekie od ,,luksusu’’, natomiast wiele skorzystaliśmy w sensie intelektualnym. W czasie dłuższych przerw, między lekcjami, na kremówki chodziliśmy do cukierni Kowalskiego przy pl. Konstytucji, tuż przy wejściu na most.
Budynek dawnego Domu Robotniczego lata 1962-1967 (źródło: Przemyśl, 1967)
Życie kulturalne toczyło się w centrum miasta. Oprócz „Fredreum” działał Dom Kultury w budynku dawnego „Sokoła” przy ul. Konarskiego. Tam odbywały się koncerty muzyczne, występy zespołów tanecznych oraz teatralnych. Niekiedy przyjeżdżała opera warszawska, która m. in. prezentowała operę Rossiniego „Cyrulik sewilski”. Biblioteka dla dzieci i dorosłych znajdowała się pierwotnie przy ul. Grodzkiej 3. Tam odbywały się też prelekcje i spotkania autorskie. W porze letniej, na kamienicy Rynek nr 10 (Pani Praczyńskiej), rozwieszano duże białe płótno – ekran i wyświetlano filmy, głównie radzieckie o tematyce wojennej. Uczęszczało się do kina ,,Bałtyk’’ w d. domu robotniczym na Zasaniu, do kina ,,Olimpia’’ przy ul. Rejtana i do kina ,,Roma’’ przy ul. Grodzkiej. Po 1956 roku pojawiły się filmy zachodnie: amerykańskie, francuskie, włoskie itp.
W Przemyślu, z częstych występów znana była kolejowa orkiestra dęta Pana Steciaka. Prowadziła ona pochody 1-majowe. W latach powojennych miały one miejsce na placu rynkowym. Trybuna była ustawiona przy budynku tzw. Magistratu (ob. Urzędu Miasta). My, chłopcy z ul. Wodnej, przybiegaliśmy wcześniej, aby zająć miejsca tuż przy trybunie i obserwować pochód o wybitnej propagandowej wymowie. M. in. jechały samochody z przyczepami, na jednej makieta chaty krytej strzechą, na drugiej murarze stawiali nowoczesny dom z cegieł. My oczekiwaliśmy na kulminacyjny moment, kiedy to kukły Trumana (prezydenta USA), Adenauera (kanclerza Niemiec zachodnich) i Tity (niepokornego przywódcy Jugosławii), zaopatrzone w słomiany wiecheć, zapalano przed samą trybuną. Po roku 1956 roku te pochody przybrały nieco inny charakter.
Kolejarska orkiestra pod wodzą Władysława Steciaka (fot. ze zbiorów p. Krystyny Pyrcioch https://www.facebook.com/groups/426486561490418/posts/724032248402513)
Dla nas chłopców główną rozrywką był sport, głównie piłka nożna. Chodziliśmy często na mecze. Najwięcej emocji budziły zawsze derby Przemyśla rozgrywane między Polonią a Czuwajem. Mieszkając na prawobrzeżu Sanu, siłą rzeczy kibicowaliśmy Polonii. Stadion klubu Budowlanych, późniejszej Polonii, znajdował się przy ul. Kopernika, za rzeźnią [ob. rejon galerii]. Był okres, że Polonia w latach 50.-tych była o krok od awansu do II-ligi państwowej. Naszymi idolami byli miejscowi piłkarze Polonii: Mańkowski, Szczurowski – bramkarze, Czyżowski,Wydra, Krajewski– napastnicy, Piechnik, Droń – pomocnicy; Klocko, Rodzeń, Wizerkaniuk – obrona, itd.; a także Czuwaju: Kawiak, Ekiert, Piwowar, Ochalski, Rybicki itd.
Niejednokrotnie z napięciem oczekiwaliśmy na wyniki rozgrywek toczonych przez przemyskie kluby poza Przemyślem. Dodzwonienie się do pobliskiego Jarosławia zajmowało niekiedy kilka godzin. Inne konkurencje sportowe np. zawody lekkoatletyczne miały miejsce na boisku wojskowego klubu Gwardii, przy ul. Sanockiej. Jakiś czas funkcjonował tam też odkryty basen, na którym odbywały się zawody pływackie. Polonia miała nawet sekcję bokserską, ring chyba był ustawiony w kasynie oficerskim. Kilka razy kibicowaliśmy naszym sportowcom w tzw. motocrossie, nad Sanem, gdzie na „jawie” 250 przodował przemyślanin Gutteter.
Trudne były pierwsze rozstania, kiedy z bratem udaliśmy się na studia do Krakowa. Przemyśl był naszym ukochanym miastem, tu wyrastaliśmy, tu uczyliśmy się życia, to była i jest nasza ,,mała ojczyzna’’.
* Wspomnienia Pana Andrzeja Koperskiego pt. „Przemyśl – miasto mojego dzieciństwa i młodości [1944-1961] zostały pierwotnie opublikowane w czasopiśmie „Nasz Przemyśl” nr. 5/2013. Pierwotny materiał zdjęciowy uzupełniliśmy o kilka dodatkowych fotografii, mając jednocześnie świadomość, że pozostawiamy czytelnikom spory niedosyt.
Poniżej link do wszystkich
dotychczas opublikowanych materiałów:
Od dwóch lat Przemyskie Historie.pl starają się przybliżać mieszkańcom Przemyśla historię ich pięknego miasta. Jeśli choć trochę podoba Ci się to co robimy;
CIEKAWE MIEJSCA/ WSPOMNIENIA: pozostałe posty