Przemyskie święto Wianków
(relacja czasopisma „San” z 1880 roku)
Przeglądając stara prasę natknęliśmy się na zgoła niecodzienny opis wydarzenia, które miało miejsce w Przemyślu w czerwcu roku 1880. Wydarzenia to, nazwane Świętem Wianków, w znacznie okrojonej formie odnajdujemy również dzisiaj i znane jest jako Noc na Iwana Kupały czy też Noc Świętojańska. Jest to pochodzące z tradycji słowiańskiej święto wody, ognia, płodności i miłości, które obchodzone było w trakcie letniego przesilenia słonecznego.
„Z pozostałych resztek pogaństwa – pisał jeszcze w 1860 roku Karol Rogowski – (…) są nasze świętojańskie ognie zwane Sobótkami. Płoną one dotąd co na całem naszem Powiślu i w wielu stronach słowiańskich ziem.” I czy jak pisze Rogowski zwać je będziemy Kupało czy też Sobótkami nie ma większego znaczenia, bo istotnym jest, że „czas świętojański miał i ma u Słowian dziwne mistyczne znaczenie”. „Wianki puszczają wtedy u nas na Wisłę” i „paproć wtenczas zakwita swym tajemniczym kwiatem”, wreszcie „w te dnie zapalają Sobótki a na Ukrainie, po dokonanym obrzędzie i spaleniu ogni, przytomni biegną do rzeki , kąpią się i puszczają wieńce na wodę, z czego także ciągną się rozmaite wróżby.” Co to jednak ma z Przemyślem końca XIX wieku?
Otóż, jak donosi nam czasopismo „San” z roku 1880, uroczystość Wianków „święcona dotąd tylko w Krakowie i Warszawie” od trzech lat obchodzona była również w Przemyślu. Popularność jaką zdobyła w tym krótkim czasie, skłaniała ówczesnych redaktorów do przedwczesnego wniosku, iż „nigdy już jej Przemyśl nie zaniecha”. Zaskoczeniem natomiast jest fakt, że przemyskie Wianki, poza ludycznym swoim charakterem, odwoływały się również do uczuć patriotycznych i miały oprawę godną największych ówczesnych uroczystości. Prasa wręcz określała je jako „obchody narodowe” i finansowane były głównie ze społecznych składek. „Wianki – pisał w numerze 23 z 1880 roku przemyski „San” – są obchodem narodowym, ludowym, odbywają się w miejscu otwartym i od uczestnictwa w nim nie można nikogo usuwać„.
Przemyskie Wianki oglądało corocznie kilkanaście tysięcy mieszkańców miasta zgromadzonych na brzegach Sanu, a w ich przygotowanie zaangażowani byli również najznamienitsi przedstawiciele ówczesnej społeczności. Oddajmy jednak głos redaktorom pisma, którzy przygotowali relację z przemyskich Wianków, jakie odbyły się w Przemyślu w czerwcu 1880 roku.
***
„Uroczystość Wianków – pisał ówczesny „San” – odbyła się u nas, jak przewidywaliśmy, z nadzwyczajnym powodzeniem.” Wprawdzie około godziny siedemnastej imprezie zagroziły burzowe chmury, lecz z ulewy nic nie wyszło i „o godzinie 7 ½ strzały moździerzowe dały hasło do rozpoczęcia uroczystości do puszczania wieńców z kwiatów, za któremi w licznych łodziach uwijała się młodzież”.
„Niestety – jak dodaje pismo – nie miała ona co chwytać, bo wieńców nadesłano wszystkiego pięć. Czyżby w Przemyślu nie było więcej panien, lub czy też nie wierzą one w prawdziwość wróżby św. Jańskiej, iż ten młodzian osiągnie rękę dziewicy, który wieniec przez nią na fale puszczony pochwyci i wydobędzie z toni?”
„Brak wieńców kwiatowych zastąpiła ogromna ilość puszczanych o zmroku przez komitet wiankowy, płonących wieńców, które wyprzedziły o wiele odjazd z przystani licznych łodzi i galarów ozdobionych zielenią, tysiącami lamp kolorowych i rzymskimi różnobarwnemi świecami. Czarowny widok przedstawiały palące się trzy stosy smolne na brzegach Sanu w tem miejscu, gdzie on największy czyni zakręt, a skutkiem tego zakrętu wydawało się jakby jeden ze stosów płonących, był na środku rzeki, a dwa po jego brzegach. Równocześnie z zapaleniem stosów spalono mnóstwo rakiet, żmij, młynków, szmermeli, gwiazd i innych sztucznych ogni, które wykonane prawdzie po mistrzowsku, zachwycały widzów.”
„Trudno opisać – kontynuuje swoją relację „San” – wszystkie łodzie i galary które zwolna płynąc zbliżały się do widzów. W miarę im bliżej nadpływały, tem piękniejszy był widok, a zachwyt publiczności się wzmagał. Na jednym z galarów, obraz z żywych osób, wywołał entuzjazm bliżej stojących osób, to obraz alegoryczny: połączenie Wisły ze Sanem, pomysłu i układu znanego naszego malarza p. W. Grabowskiego. Wielka szkoda, iż dyrygujący tym galarem nie zwrócił na to uwagi, iż cała inteligentna publiczność była na prawym brzegu rzeki (tam nawet urządzono dla niej siedzenia na 500 osób), że zatem galar powinien był tak być obróconym, aby obraz był rontem do prawego brzegu zwróconym. W skutku nieuwagi na tę okoliczność i nie osłonięcia ogni oświetlających obraz, a bijących jaskrawo w oczy, tracił tenże wiele efektu, a większa część widzów nie dojrzała go dokładnie.”
Dodać wypada, że owe „numerowane siedzenia” przygotowane dla „inteligentnej publiczności” były płatne po 25 ct./osoby a bilety można było nabyć od niedzieli 13tego do czwartku 17tego czerwca w księgarni Braci Jeleniów.
„Na jednym z galarów o wysoko wzniesionym maszcie – kontynuuje swoją relację gazeta – umieszczona orkiestra Harmonii wygrywała narodowe pieśni. Gdy galary zbliżyły się do mostu i stanęły, muzyka zagrała „Jeszcze Polska nie zginęła”, a wtedy zabłysnął orzeł biały z napisem „Boże zbaw Polskę”. Prześliczne to arcydzieło pirotechniczne wywołało burzę oklasków. Kilka minut lśnił brylantowy ogień jego aż zagasł, a wtedy na kilkudziesięciu łodziach rozpalono różnobarwne ognie bengalskie. Nastała ciemność, publiczność miała się już rozejść, gdy naraz za wystrzałem jakby z moździerza rozlał silny ogień na lewym brzegu Sanu. Widzowie patrzą ciekawie i jakby na wezwanie wszystkie dłonie klaszczą z uciechy ….wszak to Sobótka na ziemi Krakowskiej. Chłopcy i dziewczęta trzymają się za ręce i krążą około ognia, łańcuch się rozrywa, rozdziela – a chłopcy skaczą przez ogień, by pochwycić nadobne dziewice, do których droga nawet przez ogień dobra.”
„Zbyt słabe są nasze słowa na opisanie tego widowiska”, kończy swoją relację przemyski „San” wyrażając jednocześnie nadzieję, że „napis przeźrocza noszącego na trzech stronach herby Polski, Rusi i Litwy: szanujcie pamiątki narodowe, tą drogą po ojcach spuściznę, zostanie na zawsze w pamięci mieszkańców grodu naszego”.
Uroczystość przemyskich Wianków zakończyła się grubo po dziesiątej wieczór, „a kilkunastotysięczne tłumy rozeszły się unosząc z obchodu najmilsze wrażenie”. Jedynie śpiewacy chóru towarzystwa muzycznego mieli wrażenia nieco mniej miłe, bowiem wraz ze swoją „tratwą” ulegli wypadkowi „więcej komicznemu niż niebezpiecznemu” i „zatonęli” w Sanie – „lecz nieszkodliwie”.
Opr. M.Pietrzak
Literatura:
- Karol Rogawski ; WIADOMOŚĆ O ROZKOPANIU MOGIŁY W SIEDLISZOWICAL , Biblioteka Warszawska 1860
- „San; czasopismo społeczno-ekonomiczne” nr 23 z 6 czerwca 1880
- „San; czasopismo społeczno-ekonomiczne” nr 24 z 13 czerwca 1880
- „San; czasopismo społeczno-ekonomiczne” nr 26 z 27 czerwca 1880
Poniżej link do wszystkich
dotychczas opublikowanych materiałów:
Od trzech lat Przemyskie Historie.pl starają się przybliżać mieszkańcom Przemyśla historię ich pięknego miasta. Jeśli choć trochę podoba Ci się to co robimy;
OBRAZKI Z MIASTA: pozostałe posty