Burzliwe dzieje klucza rybotyckiego
… czyli nie tylko o Diable Stadnickim rzecz w skrócie wielkim nakreślona
Dzieje Rybotycz i sąsiadujących z nią wsi, przynajmniej w XVII wieku, to historia wzięta rodem z powieści „płaszcza i szpady”. Zajazdy, obrony, porwania i rozpusta to wątki jakich nie powstydziłaby się niejedna miejscowość, która w bardziej znaczący sposób wpisała się w dzieje Rzeczpospolitej. A wszystko zaczęło się zgoła niewinnie w połowie wieku XIV, kiedy to, niejaki Stefan „Węgrzyn” herbu Sas otrzymał od króla Kazimierza Wielkiego kilka miejscowości: Rybotycze (Długosz przy opisie herbu Sas wzmiankował, że pierwszy dom tego znaku powstał właśnie tutaj), Uhelniki (tzn. Huwniki) i Sirokoszcze (Sierakośce) z polem Gruszów oraz trzema monastyrami w Siemionowie (Pacławiu), Trójcy i Honoffry (Posadzie Rybotyckiej).
I. Od Rybotyckich do Ossolińskich … czyli zajazdów moc wielka
W 1373 roku Stefan pisał się już „z Rybotycz”, a jego potomkowie występują jako Rybotyccy. W ciągu XV wieku dobra ich rozrosły się o kilkanaście nowych wsi, a potomkowie Stefana dali początek kilku liniom bocznym rodu: Brześciańskim, Buchowskim i Hubbickim. Sami Rybotyccy zaliczali się w tym czasie do wcale zamożnych rodów Ziemi Przemyskiej.
***
Waśko, wnuk Stefana z Rybotycz, który w połowie XV wieku objął posiadłości mocno zadłużone, zdołał uwolnić je od ciężarów, należycie skomasować i uporządkować.
Jego dwaj synowie byli już właścicielami dóbr koło Sambora oraz nad Dniestrem. Pod koniec wieku, w wyniku działu, Jan został właścicielem Rybotycz, Sierakość, Borysławki, Posady, Trójcy, Jamnej i Łodzinki, zaś Rafał posiadał m.in. Grąziową i Łomną. Z chwilą śmierci w 1495 roku Jana Rybotyckiego, który przeżył swego brata Rafała, wszystko zaczęło się psuć. Fortuna legła w gruzach, a potomkowie obrotnych braci nie mogli opędzić się od wierzycieli.
***
Kłopoty finansowe Rybotyckich doprowadziły do tego, że początkiem XVI wieku Kormaniccy, którzy siedzieli dotąd w Kormanicach nabyli zastawione u nich Rybotycze i wszystkie miejscowości nad Wiarem. Tak się jednak pechowo złożyło, że długo się powiększonym majątkiem nie cieszyli. Drogą małżeństwa część ich dóbr przeszła bowiem na Fredrów, kiedy to Mikołaj Fredro pojął za żonę córkę Stefana Kormanickiego – Katarzynę. Fredrowie siedzieli odtąd w Kormanicach, Kormaniccy zaś pozostali nad Wiarem, gdzie w Rybotyczach postawili zamek.
***
W pierwszych latach XVII wieku właścicielem klucza rybotyckiego, na krótko przed swoją śmiercią, stał się starosta przemyski Jan Tomasz Drohojowski (1535-1605), związany przez matkę z Fredrami (choć nie z linią kormanicką). Drohojowski ożeniony z Jadwigą, córką kasztelana przemyskiego Mikołaja Herburta (1524-1593) wszedł w spór ze Stadnickimi za sprawą długu jaki ciążył na chorążym Stanisławie Tarnawskiem (ok. 1540 – ok. 1605), a spór ten miał mieć dla Rybotycz nie małe znaczenie.
Otóż Tarnawski, sam spowinowacony ze Stadnickimi, był jednemu z nich winny sporą kwotę pieniędzy. Metodą kupna dług przeszedł po pewnym czasie w ręce Jana Tomasza Drohojowskiego, który nie zamierzał go chorążemu darować. Ten zagrożony egzekucją przekazał swoje dobra Stanisławowi Stadnickiemu z Leska i w ten sposób zaczęła się między tymi zasłużonymi postaciami prawdziwa wojna.
Naprzód Drohojowski złupił pod Chyrowem konwój Stadnickiego, potem ten drugi oblegał Jana Tomasza w przemyskim zamku. Tymczasem Stadniccy (Marcin i Stanisław) chcieli objąć wsie Drohojowskiego, z powodu zupełnie innej wierzytelności. Drohojowski w odpowiedzi rozbił obóz pod Uhercami i stąd niepokoił włości Stanisława Stadnickiego. W sprawę wmieszał się inny Stadnicki – „Diabeł z Łańcuta” i to jego ludzie dopadli ostatecznie Drohojowskiego w Przemyślu w 1605 roku.
W tym samym roku zamek w Rybotyczach najechał Jan Krasicki, a po nim Marcin Stadnicki, który tutaj oblegał wdowę po Janie Tomaszu – Jadwigę Drohojowską. Zamek w końcu padł, a Stadnicki złupił go doszczętnie.
Gdy kilka lat później Łukasz Opaliński spalił Łańcut, Diabeł Stadnicki przeniósł się do Rybotycz i przez dwa lata przygotowywał się do zemsty na swym prześladowcy. „W r. 1609 bawili nawet u niego delegaci króla by go pojednać z Opalińskim, lecz on odrzuciwszy układ, napadł na ludzi Opalińskiego i wielu ich pojmał lub pozabijał, co w r. 1610 życiem przepłacił”. [M. Orłowicz].
Po Stadnickich, którzy mieli również spore długi, przeszły Rybotycze w ręce Korniaktów i Ossolińskich, a właściwie jednego z nich, warchoła i awanturnika – Mikołaja Ossolińskiego, który nie mniej barwną był postacią co „Diabeł” Stadnicki.
II. Michała Ossolińskiego rybotyckie przypadki
Mikołaj Ossoliński (1599-1663) starosta piotrowski, nowotarski, skalski i knyszyński osiadł w Rybotyczach w 1638 roku, gdy ożenił się z Anną – córką wielce szanowanego Konstantego Korniaka, która wniosła mu Rybotycze we wianie. Ossoliński, warchoł i awanturnik, zarówno w zamku rybotyckim, jak i warownym dworze-zamku w pobliskiej Trójcy „gromadził zbójców, sabatów i beskidników aż z Węgier i stąd czynił napady na sąsiednie dwory szlacheckie (…)” [K. Wolski]. Reputacja jaką zaczął się cieszyć musiała zmartwić starego Korniaka, gdyż ten inne niż Ossoliński miał usposobienie.
Michał, „pełen anarchicznych i buntowniczych instynktów”, nie wahał się używać przemocy, gdy szło o „przeprowadzenie swej woli czy kaprysu”. Inne też sposoby niż Korniakt stosował dla powiększenia swego majątki. I tak oto, gdy od cześnika przemyskiego Jana Stawskiego pożyczył był Ossoliński pewną sumę i zastawił ją skrzynią srebra, zaledwie otrzymał pieniądze, napadł go w Przemyślu na czele 60 hajduków i zastawu, czyli srebra, pozbawił. Stawski wprawdzie próbował się bronić, lecz Ossoliński „szablą go posiekł, a kazawszy hajdukom dać salwę z muszkietów ku przerażeniu spokojniejszych mieszczan, z tryumfem do Rybotycz odjechał” [W. Łoziński].
Gdyby tylko do tego rzecz się sprowadzała, może o Ossolińskim bardziej pochlebna pamięć by pozostała. Jednak jak zaświadczają przypadki dwóch jego żon „był jak najgorszym mężem”, z którym dzisiaj żadna kobieta, choćby i najbardziej samotna, w związek by nie poszła.
Ossoliński, tyran, samolub i rozpustnik, utrzymywał bowiem – jak donosi dalej W. Łoziński – „ formalny harem na swoim dworze w Rybotyczach, prowadząc całkiem otwarcie najrozwiąźlejsze życie i otoczony całą progeniturą z nieprawego łoża (…)” nie mógł liczyć na wyrozumiałość swojej żony Anny. Ta, „(…) nie mogąc dłużej wytrzymać tyranii i wzgardy doznawanej od męża, opuściła dom jego (…)” i oddała się pod opiekę swego brata – Karola Franciszka Korniakta.
Doszło też do separacji. Ossoliński zatrzymał cały bardzo bogaty posag Anny lecz zobowiązał się płacić jej rocznie 3200 zł. Trwało to czas jakiś, gdy w końcu Ossoliński płacić rekompensaty zaprzestał, nakazał żonie powrót, a gdy ta odmówiła, po chwilowej potyczce z jej bratem gwałtem dopiął swego. „Zasadził się w Wielką Sobotę r. 1643 na swoją żonę, o której mu doniesiono, że jest w Przemyślu, i w chwili, kiedy wychodziła z dominikańskiego kościoła, porwał ją i uwiózł do Rybotycz.” Dopiero śmierć uwolniła Annę od tyranii męża, lecz w żaden sposób dalszego postępowania Mikołaja nie zmieniła.
***
Nie mniejszym był utrapieniem Mikołaj dla swojej drugiej żony, kasztelanki żarnowieckiej Konstancji Starołęskiej, którą poślubił w roku 1649 otrzymując w posagu kwotę niemałą bo 80 000 zł.
„Traktowana przez męża z dziką brutalnością, znieważana w obelżywy sposób, lekceważona i upokarzana przez całe otoczenie, trzymana pod kluczem i strażą, w odludnej i zapadłej wiosce górskiej Jamnej, gdzie ją mąż więzić kazał, nie dopuszczana do praktyk religijnych, bita nawet rózgami i kopana nogami (…)”, znalazła Konstancja bardziej skuteczny sposób na męża niż jej poprzedniczka. Jako, że z pewnych powodów Ossoliński musiał wozić ją ze sobą „po terminach trybunalskich”, gdzie w jego imieniu występowała, wykorzystała to i nawiązała w Lublinie kontakt ze swoją rodziną.
Dwaj krewni Ossolińskiej, niejaki Padniewski i Rybczewski zawiązali spisek z ciemiężoną żoną, mający na celu ostateczne pozbycie się prześladowcy z Rybotycz. Gdy więc Ossoliński z żoną wyjechał z Lublina „(…) puścili się za nim obaj z kilku przybranymi towarzyszami, dopędzili karetę koło Konopnicy, i z okrzykiem otoczyli ją i zatrzymali. Ossolińska wyskoczyła z karety, a wtedy napastnicy wśród strzałów bandoletowych rzucili się na Ossolińskiego. Napadnięty błagał o miłosierdzie (…). Błagania były daremne; padł trupem pod szablami, niemal w sztuki zrąbany.”
Wydawać by się mogło, że sprawa załatwioną została i prześladowana żona żyć będzie odtąd we względnym spokoju. Nic z tego. Konstancja dość szybko została skazana przez sąd za mężobójstwo na karę śmierci, którą to karę zamieniono ostatecznie na areszt w klasztorze franciszkanek w Zamościu. Jej córki, Anna i Katarzyna, nie mogły rościć sobie praw do Rybotycz, które przypadły w końcu Jerzemu Ossolińskiemu – synowi Mikołaja z pierwszego małżeństwa. Po nim wnuk Mikołaja – Antoni Ossoliński stał się panem na Rybotyczach i jednocześnie ostatnim z rodu, który tu przebywał.