Obrazki z miasta
Ranna felicjanka i katastrofa na Błoniu
czyli obrazki z czerwca 1911 roku
Czerwiec 1911 roku przebiegał w Przemyślu pod znakiem wyborów do Rady krajowej. Zwolennicy lewicowego Liebermana kąsali w swych publikacjach prawicowgo kandydata Adama. Zwolennicy tego drugiego nie pozostawali dłużni, węsząc wszędzie żydowsko-lewicowy spisek mający na celu niemal zmianę panującego porządku. Te brudne i małostkowe podchody nie pozostawiały jednak w cieniu innych wydarzeń, którymi żył Przemyśl. Kilka z nich przypomnimy dzisiaj w pewnym skrócie. Przejdźmy zatem do przeglądu wiadomości jakimi raczyło swoich czytelników „Echo Przemyskie” w czerwcu 1911 roku.
Wojskowe koncerty i tumany kurzu
Z ostatnim dniem maja 1911 roku prasa przemyska donosiła, iż „nowym Komendantem twierdzy został mianowany p. Colard Herman, dotychczasowy komendant 25 dywizyi.”
Fakt ten odnotowujemy tylko z obowiązku, gdyż już pierwszego dnia czerwca „Echo Przemyskie” w numerze 44 donosiło o innym wydarzeniu. Dotyczyło ona, jeśli tak można rzec, sfery duchowej i wojskowej zarazem i sprowadzało się zaś do następującego anonsu:
„Z tutejszego kasyna wojskowego – donoszą nam, że począwszy od czerwca przez cały sezon letni będą się odbywały w ogrodzie należącym do kasyna co soboty koncerty muzyki wojskowej; początek o godzinie wpół do ósmej wieczór. W razie niepogody koncertu dnia tego nie będzie lecz następnej środy.
Na zdjęciu: Arcyksiążę Fryderyk i komendant przemyskiej twierdzy marszałek polny Collard.
Biało-czerwona chorągiew wywieszona w kasynie a widziana z rynku oznacza odbycie się koncertu, ściągnięcie tejże po godzinie czwartej po południu, oznacza, te koncert się nie odbędzie.
Zaproszenia na koncert dla osób cywilnych będą wydawane, dla oficerów i urzędników wojskowych wszelkiej kategoryi zostających na pensyi, w rezerwie lub w stanie nieczynnym, zaproszeń wydawać się nie będzie, ponieważ podług statutów kasyna wojskowego przysługuje tym osobom, prawo być wraz z rodziną powyższego kasyna.”
Oczywistą jest rzeczą, że poza sprawami przemyskich wojskowych tradycyjnie musiała pojawić się jakaś informacja na temat kolei. I tak już 4 czerwca prasa donosiła, iż „Wjazd do dworca kolejowego zatarasowany wozami i materiałem przy burzeniu kamienicy Kronfeldowej, iż przechód tamtędy na kolej jest niemożliwy. Ponadto wznoszące się tumany kurzu w obecnej porze tak z drogi, jak i walących się murów oddziaływają nader szkodliwie na przechodniów, ale nadto powodują stagnację tutejszym kupcom”.
Ranna Felicjanka i „Halka” Moniuszki
Cóż, niedogodności te nijak się mają do zajścia jakie odnotowano w tym samym czasie (Echo Przem. Nr.45) na Zasaniu. Otóż „do okien internatu PP Felicjanek przy ulicy Ogrodowej, jakieś złośliwe indywiduum rzuciło kamieniem. Kamień rzucony wybił wielką szybę w oknie i uszkodził jedną z Sióstr, która pracowała wewnątrz w lewe oko.”
Aby jednak nie zwieść współczesnego czytelnika, że rzeczonego czerwca 1911 roku, tylko mało przyjemne rzeczy w Przemyślu się wydarzały, odnotować musimy, iż „W dniach 4 i 5 czerwca gościliśmy w murach naszych operę ze Stanisławowa, której członkowie w liczbie 100 osób dali nam słyszeć „Halkę” Moniuszki i „Cyganerię” Pucciniego”. (Echo Przem. nr 46). Fakt wystawienia opery budził już wcześniej spore zainteresowanie. Obawiano się jedynie, że o uwagę będzie musiała się bić z występującym wówczas w Przemyślu cyrkiem.
Koniec końców jednak, przedstawienia odbyły się nadspodziewanie dobrze a brały w nich udział takie ówczesne znakomitości jak p. Wanda Hendrichówna, p. Adam Ludwig, p. Hugo Zathey (artysta oper niemieckich) oraz Horszowskich Bleicherowa z Przemyśla. Zresztą same „Echo Przemyskie” zaświadczało o wysokim poziomie artystycznym owego wydarzenia.
„Wrażenia jakie odnieśliśmy z obu przedstawień – pisało „Echo” – są niezwykle sympatyczne (…). Orkiestra wprost doskonała, ensemble znakomite, może nawet lepsze, niż w operze lwowskiej, niezrównany dyrygent, partie solowe bardzo dobre, całość – bez zarzutu. Toteż publiczność nasza wprost z entuzjazmem oklaskiwała wykonawców.” Do prawdy, łza się w oku kręci, że przez ten wirus obecny, wrażeń takich, współczesna publiczność przemyska jest pozbawiona.
Katastrofa na Błoniu
Równie wielką uwagę co opera ze Stanisławowa, przyciągnął wypadek budowlany jaki miał miejsce na Błoniu. Otóż Echo Przemyskie donosiło już w następnym numerze (47) co następuje:
„Nieszczęśliwy wypadek zaszedł w ubiegłą środę przy budowie nowego kościoła na Błoniu. Znaczna część świeżo wykończonego sklepienia oberwała się, spadając załamała rusztowanie i zrzuciła dwóch murarzy, z których jeden odniósł bardzo ciężkie, drugi lekkie uszkodzenia ciała. Wobec fałszywych i krzywdzących pogłosek rozsiewanych z tej okazyi w mieście i niektórych pismach, możemy na podstawie zupełnie pewnych i wiarygodnych informacyj dać następujące wyjaśnienie.
Pan Stanisław Majerski, architekt, wykonał na prośbę komitetu bezinteresownie plany i szczegóły do budowy kościoła – nie był atoli kierownikiem budowy – zatem nie może być za wykonanie odpowiedzialnym z wyjątkiem wypadku, gdyby katastrofa nastąpiła wskutek wadliwej konstrukcyi planu. Komitet powierzył wykonanie budowy koncesyonowanemu majstrowi murarskiemu p. Janowi Wołyńcowi z Przemyśla, który też budowę kościoła, chociaż nie ściśle według planu, ale dobrze wykonał. W bieżącym roku przystąpiono do zasklepienia kościoła. Ponieważ w czasie budowy powiększył komitet szerokość kościoła o dwa metry (…) przeto poproszono p. Architektę Majerskiego o obliczenie techniczne, czy na wyprowadzonych murach można oprzeć ostrołukowe sklepienie o rozpiętości 9 metrów.”
Gdy Majerski wydał opinię pozytywną, do pracy przystąpił podmajstrzy murarski z Leżajska – Władysław Kwieciński. Jemu to też przypisano ostatecznie winę za powstałe wydarzenie.
Warto dodać w tym miejscu, kilka dodatkowych informacji o samej budowie kościoła.
Uchwałę o jego powstaniu podjęto 2 grudnia 1906 roku na walnym zebraniu mieszkańców dzielnicy Błonie, na którym był również obecny burmistrz miasta Przemyśla – Franciszek Doliński. Na czele komitetu budowy kościoła stanął ks. prałat Karol Krementowski, a po jego śmierci przewodniczący komitetu został ks. Antoni Gorczyca. Teren pod budowę kościoła przekazany został przez Jana Wołyńca, który jak wspominała gazeta objął również kierownictwo nad budową. Kamień węgielny pod budowę świątyni położył bp. Józef Sebastian Pelczar dnia 4 X 1908 roku, gdy mury wzniesione już były do wysokości ok. 7 metrów. Ostateczne poświęcenie kościoła odbyło się 19 listopada 1911 roku.
Wybory
Czerwiec 1911 roku był również miesiącem wyborów do Izby Deputowanych we Wiedniu. W Przemyślu trwała zażarta walka między zwolennikami Liebermana i Adama. Koniec końców okazało się, że posłem został Herman Liebermann. „Echo Przemyskie” musiało przełknąć gorzka pigułkę zamieszczając na swoich łamach, jedynie dość zabawne relacje z reakcji na ten wybór. I tak oto w numerze 51 pisało:
„ Z powodu wyboru na posła p. dra Liebermana muzyka towarzystwa Wassermana grająca w kawiarni Stiebera, po przybyciu p. posła urządziła mu owacyę, zagrawszy mu „Marsyliankę czerwony sztandar”. Obecni dygnitarze wojskowi uczęszczający stale tę kawiarnię, natychmiast opuścili lokal. Czy jednak nadal będą ten lokal odwiedzać, będzie rzeczą c k. komendy twierdzy. Komentarz zbyteczny.”
Jednak nie wszyscy widać byli zgorszeni tym wyborem.
„Naoczni świadkowie stwierdzają, że na wieść o wyborze kandydata socyalistycznego, jeden z młodych skrajnych adwokatów wybiegł jak szalony z radości – z kawiarni Habsburg by stwierdzić, czy to prawda. Żydzi niektórzy wołali: „Przemyśl żydowski, Przemyśl nasz, niech wiedzą, o my potrafimy”. Żydówka jedna na żydowskiem mieście w pełnym negliżu biegała od domu do domu zwiastując wesołą nowinę. Do żydów inteligentnych zwracamy się z usilną prośbą, by pracowali nad uszlachetnieniem swych współbraci, zwłaszcza co do istotnej tolerancyi.”
Z życia towarzyskiego
„ Dnia 24 bm.– pisało „Echo Przemyskie” w numerze 52 – odbyła się cicha wprawdzie, ale bardzo po ważna i bardzo serdeczna uroczystość. Pani Marya Hild, dyrektorka liceum żeńskiego, obchodziła 60-ćio letni jubileusz swej pracy na niwie wychowawczej, a równocześnie żegnała się z zakładem i swoją ulubioną pracą, gdyż wiek nie pozwala jej stać dłużej na zajmowanem przez siebie stanowisku. Myśl uczczenia jubilatki, wyszła od Jej najpierwszych uczennic. Zaproszono wszystkie uczennice, które w tym zakładzie naukę pobierały, a one, o ile im czas i obowiązek pozwolił, stanęły w dość pokaźnej liczbie koło swej mistrzyni, od tych począwszy, którym szron głowy pokrył, aż do tych, co sił jakby pączki nierozkwitłe.”
Nieco wcześniej, w numerze 49, „Echo Przemyskie” informowało o pewnej ślubnej uroczystości:
„Dnia 17 bm. W południe pobłogosławił JE ks. biskup Pelczar w katedrze łacińskiej związek małżeński między panną Jadwigą Dolińską, córką p. dr. Fr. Dolińskiego, burmistrza przemyskiego, z panem Ryszardem Wolffem, porucznikiem artyleryi stacjonowanym w Rzeszowie. Po ślubie podejmowali rodzice panny młodej licznie przybyłych gości”.
W tym samym numerze „Echa” dowiadujemy się, gazeta przestrzega niejako przed zbyt wielką zażyłością między małżonka. Ta może mieć zgubny wpływ na zdrowie, a nawet życie, co zaświadcza następująca informacja: „Dańko Hraab, pomocnik tarcyarski przy ruskiem gimnazjum kąpiąc się onegdaj w towarzystwie żony” w nurtach rzeki San, „został sutkiem wezbrania wody uniesiony na środek rzeki i utonął.”
Opr. M. Pietrzak
Inne podobne posty: