POSTACIE Z HISTORII
Helena Deutsch i Ołena Kulczycka
… czyli kulturowy mikrokosmos dawnego Przemyśla
Na przełomie wieków
„Na wzgórzach nad prawym brzegiem Sanu wznosiły się wielkie, szare pudła, czyli budowle potężnej austriackiej twierdzy z działami skierowanymi na wschód; fortyfikacje, koszary, magazyny amunicji. U stóp góry zamkowej – stare miasto z godnym uwagi rzymskokatolickim kościołem katedralnym, z bazyliką franciszkanów oraz z położonym nieco wyżej kościołem greckokatolickim, renesansową budowlą z XVII wieku. Wąskie zaułki dzielnicy żydowskiej biegły od rynku w dół, w stronę rzeki. Na drugim brzegu – dzielnica Zasanie, która ciągnęła się aż do Szajbówki; tam, na błoniach rozgrywano na przełomie wieków pierwsze mecze piłkarskie: Polacy występowali w dresach przeszczepionego w 1867 roku z Czech do Galicji towarzystwa gimnastycznego „Sokół”; Rusini nazywali swoją organizację „Sokil”. Po wybuchu wojny błonia Szajbówki miały być miejscem egzekucji szpiegów i dezerterów. Twierdza Przemyśl zawsze przyciągała szpiclów, szpiegów i agentów policji, ale wielu nieszczęśników, których plutony egzekucyjne prowadziły w latach wojny na piaszczyste pustkowie i tam rozstrzeliwały, było chyba tylko kozłami ofiarnymi, cierpiącymi za niespodziewane klęski wojsk austro-węgierskich na froncie wschodnim. Ci podejrzewani zbiorowo o sympatię dla „Moskwy” rusińscy studenci i intelektualiści, popi i chłopi trafiali przed sądy doraźne z powodu jakiejś nieostrożnej uwagi, jakiegoś podejrzanego artykułu w języku rusińskim albo listu.
Około 1900 roku Przemyśl liczył czterdzieści sześć tysięcy mieszkańców – Polaków, Żydów, Rusinów i przedstawicieli innych żyjących w monarchii austro- węgierskiej narodowości, którzy odbywali służbę wojskową w dziesięciotysięcznym garnizonie. Ulicami paradowali oficerowie; to oni nadawali ton na korso przy bulwarze Franciszka Józefa nad Sanem, a także w lokalach publicznych, choćby w „Grand Café Stieber” przy Mickiewicza, miejscu lubianym z powodu wykwintnego zimnego bufetu a la Hawełka (tak nazywała się najsłynniejsza jadłodajnia śniadaniowa i delikatesy w Krakowie, cieszące się w całej Galicji wręcz legendarną renomą). Do takich miejsc należał też „Ogród Zimowy” Ochsenberga (pilzner i piwo bawarskie), czy też zdobne w lustra weneckie i bogate sztukaterie sale restauracji dworcowej Kohna (później Dienstla). Były w Przemyślu dwa polskie gimnazja, jedno rusińskie, także rusińskie liceum dla dziewcząt i niemieckojęzyczna szkoła wojskowa, która podlegała ministerstwu wojny. Był biskup rzymskokatolicki (polski), biskup greckokatolicki (rusiński), pastorzy ewangeliccy (niemieccy) i rabini żydowscy. Podczas gdy w mieście zdecydowanie przeważał żywioł polski, w okolicznych wsiach wyraźną większość stanowili Rusini: w Dusiwci, Pozdjaczu, Chołowyczi, Kupiatyczi, Darowyczi, Wiroczku, Mołodowyczi, Kormanyczi, Jaksmanyczi, Popowyczi, Mańhowyczi, Stanisławczyku… Ale w okręgu przemyskim istniały też poszczególne niemieckie kolonie i sztetle, gdzie mówiono głównie w jidysz. Natomiast na ulicach i w domach miasta garnizonowego granice narodowe i językowe zdawały się zacierać i przy opadającym stromo, obsadzonym drzewami rynku, w centrum starówki, znajdowały się obok siebie sklepy polskie, niemieckie i żydowskie.” [M. Pollack.]
Centrum świata
W jednym z dwupiętrowych przemyskich domów, tuż za pomnikiem Jana Sobieskiego, pod dzisiejszym pod numerem Rynek 26, w tak zwanej kamienicy Giżowskiego, mieszkał i miał swoją kancelarię adwokat Wilhelm Rosenbach. Poza rodziną Rosenbacha, mieszkała tu adwokacka rodzina Tarnawskich oraz rodzina miejscowego lekarza. Mieszkała tu również pani „N” zwana Białą Damą, rodzina żydowskich handlarzy winem, krawcowa zwana przemyskim Christianem Diorem oraz stróż Horak, żarliwy katolik, którego dwie córki parały się zawodowo prostytucją. Cały przekrój społeczeństwa przemyskiego.
Helena Deutsch, córka adwokata Wilhelma i Reginy Rosenbacha, choć stosunkowo wcześnie opuściła Przemyśl, udając się na studia do Wiednia, szczególnie zapamiętała rodzinę Tarnawskich. W swoim pamiętniku pisała; „Na pierwszym piętrze mieszkała „arystokracja” domu: moi rodzice, brat, dwie siostry i ja; dalej druga rodzina adwokacka, Tarnawscy. Mieli syna, introwertyczne, samotne dziecko, którego matka cierpiała przypuszczalnie na neurozę lękową i nigdy nie spuszczała go z oczu. Tadzio został poetą…, ale nasze drogi rozeszły się. Tarnawscy żyją w mojej pamięci nadal jako najlepsi przedstawiciele owych rzadkich patriotów polskich, którzy byli gotowi zaakceptować polskich Żydów na zasadzie absolutnego równouprawnienia.”
„W proporcji do całego życia – pisała dalej Helena Deutsch – spędziłam w Przemyślu niewiele lat, ale jest on i pozostanie dla mnie centrum świata. Po dziś dzień pamiętam każdy najmniejszy zaułek na Górze Zamkowej, park wokół ruin dawnej twierdzy na wzgórzu, a zwłaszcza ukryte ławeczki, które prawdopodobnie ciągle jeszcze tam tkwią jako przystań dla kochanków, tak jak już za moich czasów. I pamiętam zbocza pobliskich pagórków, które przemierzałam godzinami. Od naszego domu w śródmieściu do Góry Zamkowej był to krótki spacer; w ciągu zaledwie pół godziny, idąc dwiema ulicami obok rozmaitych kościołów, docierałam na miejsce […]. Dom był mikrokosmosem ówczesnego społeczeństwa polsko-żydowskiego w Przemyślu. Znajdował się w centrum miasta, przy rynku, oddzielony od ruchu ulicznego przez niewielki park. Nasz balkon od frontu był lożą, z której obserwowaliśmy toczące się mimo nas życie i krzątaninę miasta. Kiedy przesiadywaliśmy tam o zmierzchu, mogliśmy szpiegować żołnierzy kochających się ze służącymi, sztubaków i podlotki, a niekiedy przyłapywaliśmy też na grzesznych manowcach zacnych żonkosiów. Widzieliśmy też stamtąd, który lokator wraca późno do domu. Czasami spóźnialski musiał długo czekać na dworze, zanim stary dozorca, wyrwany dzwonkiem z głębokiego snu, pokazywał się wreszcie w swojej brudnej bieliźnie. Od razu też wyciągał dłoń po napiwek, który traktował jak obola, należnego mu niezawodnie za otwarcie bramy. Słyszę jeszcze własny głos: „Panie Horak, nie mam drobnych, dam panu jutro” [H. Deutsch]
Tablica
W zeszłym roku chcieli mieszkańcy dawnej kamienicy Giżowskich upamiętnić w formie tablicy pobyt w tym miejscu sławnej już na świecie uczennicy Freuda. Niestety. Spotkali się z odporem ówczesnego Prezydenta Miasta – Roberta Chomy. Nie da rady, nie przewidziano w budżecie miasta na to środków. Chcą mieszkańcy tablicy, niech ją sami ufundują … i wystarają się poprzednio o odpowiednie zezwolenia. Szok !!!
Kilka lat temu również podobny pojawił się problem. Bój toczyli nasi Radni o nazwanie pewnego ronda imieniem Hermana Liebermana. W pierwszym podejściu Liebermann „poległ” gdyż , jak argumentował pewien Radny, mimo, że znaczącą był postacią w historii miasta, to „moralny kręgosłup” dawnego posła i adwokata wzbudzał wątpliwości nazbyt wielkie.
Oba przytoczone fakty niewiele zdaje się łączy poza tym, że młoda Helena Rosenbach miała romans ze znacznie starszym H. Liebermanem, oboje byli wyznania mojżeszowego i znacząco, każde na swój sposób, wybijało się ponad przeciętność przemyskiego mieszczańskiego światka … chociaż nie tylko jego. Lieberman, socjalista, adwokat, obrońca polskich robotników i rusińskich chłopów, poseł na Sejm, oskarżony i skazany w procesie brzeskim, być może „uwierał” prawicowego Radnego. Co miał Magistrat do Heleny Deutsch … pozostaje tajemnicą.
Wnioskodawcy umieszczenia pamiątkowej tablicy na dawnej kamienicy Giżowskich, być może z rozmysłem nie wspomnieli o innej postaci, której nazwisko, obok nazwiska Heleny Deutsch, mogłoby widnieć na takim upamiętnieniu. W tej samej bowiem kamienicy, przy przemyskim Rynku 26, mieszkała również inna sławna kobieta, starsza od Heleny Rosenbach (1884-1982) o siedem lat, ukraińska malarka – Ołena Kulczycka (1877 -1967).
„Ołena Kulczycka, słynna malarka, jedyna spośród ukraińskich kobiet, której udało się wybić ponad malarski dyletantyzm i zaimponować dziełami wyróżniającymi się nie tylko pomysłem, ale też doskonałym warsztatem” … przybyła do Przemyśla prawie w tym samym czasie gdy Helena opuszczała miasto nad Sanem, udając się na studia do Wiednia. Przebywała w nim jednak znacznie dłużej niż Helena, bo blisko lat trzydzieści. I choć Kulczycka nie dostąpiła tak wielkiej światowej sławy jak Helena Rosenbach (Deutsch), to jej przemyska historia zapewne warta jest przypomnienia.
Kulczycka i Deutsch: dwie biografie
O Ołenie Kulczyckiej, przemyślanie wiedzą znacznie mniej niż o Helenie Deutsch, choć obie były wybitnymi kobietami. Artystka i psychoanalityczka. Ukrainka i Żydówka. Choć poruszały się w odmiennych przestrzeniach, to ich biograficzne uderzają wręcz podobieństwami. Nie tylko mieszkały w tej samej kamienicy. „Jest jakaś osobliwa zbieżność – pisze w swoim artykule Olga Hanna Solarz – w biografiach obydwu mieszkanek kamienicy Giżowskiego. Mimo że te kobiety należały do dwóch odmiennych światów – Kulczycka wychowana w świadomej rodzinie ukraińskiej, Deutsch w świecie częściowo zasymilowanych Żydów – ich doświadczenia z dzieciństwa, rodziny, wpływ niektórych osób na kształtowanie osobowości oraz podejmowane wybory są uderzająco podobne.(…) Obydwie urodziły się w rodzinach prawników i ojcowie obu wywarli niezwykły wpływ na kształtowanie się ich prospołecznego stosunku do świata.” Obydwie nie miały najlepszych relacji z matkami. Obydwie natomiast miały niezwykle silną więź ze starszymi siostrami. „Zbieżności jest znacznie więcej – dodaje O. Solarz – ale jest wśród nich jedna bardzo oczywista: to identyczność imion, albowiem i Ołena, i Helena z greki oznacza pochodnię.”
O życiu i karierze obydwu mieszkanek kamienicy Giżowskich pisze Olga Solarz w swoim obszernym artykule zamieszczonym w Przemyskim Przeglądzie Kulturalnym z 2011 roku.
PDF do pobrania obok !!!
Kliknij w okładkę i czytaj cały artykuł Olgi Solarz „Rynek 26 – kulturowy mikrokosmos niegdysiejszego Przemyśla”
„Prawdopodobnie nigdy się nie spotkały – kończy swój materiał O Solarz , choć kto wie? Może gdy Deutsch odwiedzała rodziców mieszkających po sąsiedzku z Kulczycką – w tej samej kamienicy, na tym samym I piętrze i z tym samym widokiem na Ringplatz (…) Dziś kamienica Giżowskiego nie jest już żadnym mikrokosmosem. Zamieszkują ją w większości ludzie jednej narodowości i jednej religii. Strych zamienił się w pochyły dach pokryty błyszczącą blachą, a po podwórzu hula wiatr. Czasem jeszcze cień dozorcy Horaka przebiegnie po ścianie. Ale to widzą tylko uważni…”
Maciej Pietrzak
Literatura:
Martin Pollack, Po Galicji. O chasydach, Hucułach, Polakach i Rusinach. Imaginacyjna podróż po Galicji Wschodniej i Bukowinie, czyli wyprawa w świat, którego nie ma; Wołowiec, Wydawnictwo Czarne
Helena Deutsch, Konfrontacja z samą sobą. Epilog; Warszawa 2008;
POSTACIE Z HISTORII: pozostałe posty