Obrazki z miasta
Baruch Henner i podziemny wychodek
… o czym pisała prasa w lipcu 1914 r. (cz. II)
Fotograf jakich mało
W tym samym czasie, gdy bp. Pelczar obchodził pięćdziesięciolecie kapłaństwa, czemu prasa przemyska poświęcała całe swoje łamy, nie mniej piękny jubileusz obchodził pewien Żyd z Przemyśla zwący się Baruch Henner. Jemu to również, choć w znacznie skromniejszy sposób, poświęciła prasa lokalna swoją uwagę.
„Niedawno – pisał „Przegląd Przemyski w 1914 roku (nr. 258) – kilka dni temu właśnie minęło jak p. B. Henner, najstarszy właściciel zakładu zakładu fotograficznego w Przemyślu, a z pewnością jeden z najwybitniejszych przedstawicieli tego zawodu w kraju obchodził pięćdziesięciolecie swej pracy zawodowej. Nie często trafia się taka rocznica; tembardziej przeto godzi się poświęcić jubilatowi słów kilka – zwłaszcza, że i poza pracą zawodową odegrał pewną rolę w życiu Przemyśla. Pierwszy wiceprezes, później prezes powiatowej kasy chorych (…). Potem zasiadywał p. Hennel przez wzwyż 30 lat w Radzie miejskiej, a przez 7 lat w magistracie jako assesor. Brał więc w życiu publicznem żywy udział.
Jako fotograf, w zawodzie swoim ceniony i uznawany prawdziwy artysta, dbał stale o utrzymanie go na wyżynie sztuki – za co spotkały go stale uznania nie tylko w postaci nagród wystawowych, ale i przez udzielenie mu – jedynemu z niewielu w Galicji – tytułu fotografa nadwornego. Fotografie Hennerowskie mają swoją sławę a to przez dalekie odbieganie od szablonu, przez indywidualne traktowanie każdej twarzy, co sprawia, iż każda z nich to portret artystyczny.
Wspomniawszy na koniec, że poza Przemyślem istnieją jeszcze pod tą firmą dwa przez jubilata założone zakłady fotograficzne, a to we Lwowie i Krakowie – możemy zakończyć na tem tę jubileuszową notatkę życzeniem długiej jeszcze i pomyślnej pracy !”
Reklama zakładu B. Hennera z 1899 roku
Towarzystwo … co miasto upiększa
Otrzymawszy sprawozdanie z działań Towarzystwa Upiększania Miasta, gazeta „Przegląd Przemyski” (nr. 235/1914) z widocznym uznaniem przytoczyła starania tej instytucji na rzecz miasta naszego kochanego. „Towarzystwo w roku ubiegłym – pisała – chcąc zachęcić publiczność do ozdabiania okien kwiatami i rozbudzić w tym kierunku zamiłowanie, umieściło na słupach elektrycznych lamp łukowych kosze na kwiaty, które spotkały się z miłem przyjęciem ze strony publiczności. (…) Działając w tym samym kierunku zwróciło się Towarzystwo do zarządu tut. Stacji kolejowej i uzyskało bardzo miłe dla oka podróżnego ozdobienie peronu kwiatami, co wobec przychylnego stanowiska naczelnika p. Junga jest nadzieja, że i plac kolejowy straci obecny charakter ponury.”
Nie tylko na ozdobione kwiatami ulice warto zwrócić uwagę. Otóż przynajmniej jeszcze jedną inicjatywą Towarzystwo pochwalić się w 1914 roku mogło. Podjęło ono oto „starania celem odsłonięcia frontu odrestaurowanej starej bożnicy, usunięcia straganów i budki zbudowanej na trafikę (…). Jest nadzieja – pisała gazeta – że w niedługim czasie znikną z tej części placu stragany i tyrolska budka i odsłoni się charakterystyczny, może jedyny w swoim rodzaju fronton starej synagogi.”
Dowiadujemy się również, iż zarząd miasta „przyrzekł może nawet w roku bieżącym plac przy ul. Kazimierzowskiej zamienić w skwer i umieścić pod nim tak potrzebny w tej części miasta podziemny wychodek”.
Kiosk meteorologiczny postawiony na Rynku staraniem Towarzystwa Upiększania Miasta
WIADOMOŚCI DROBNE
Strzelający małżonek. W czwartek 9 bm. powstała w mieszkaniu Jana Szyba, szewca przy ul. Krównickiej l. 92, sprzeczka małżeńska na tem tle, że żona Szyby, Michalina, robiła mężowi swemu wrzuty z powodu zbyt częstego zapijania się i nie pilnowania roboty. Wymówki te tak rozdrażniły męża, że chcąc się widocznie pozbyć się na zawsze gadatliwej żony, chwycił za rewolwer i strzelił do niej. Strzał jednak na szczęście chybił, ale odgłos jego zwabił sąsiadów, którzy niefortunnego strzelca rozbroili a o wypadku zawiadomili policye.
Atak na artylerię. W piątek 10 bm. rano, umysłowo chory Mojżesz Lilien, widząc przejeżdżający ul. Dworskiego oddział artylerii, począł obrzucać go kamieniami, z których jeden ugodził nawet w nogę jadącego na koniu kapitana. Liliana policjant aresztował, a gdy skonstatowano, że jest umysłowo chorym, odstawiono go do magistratu, celem zaopiekowania się nim.
Samobójstwo. W Maćkowicach odebrał sobie onegdaj życie topiąc się w studni gospodarz tamtejszy Mikołaj Gołąb. Powodem miał być opłakany stan materialny do niedawna zamożnego jeszcze ale zniszczonego zeszłorocznymi klęskami elementarnymi gospodarza.
Zamykać okna. Szymon Głuszczyszyn zam. Przy ul. Krównickiej pragnąc mieć świeże powietrze w czasie snu pozostawił otwarte okno. Skorzystał z tego Osias Schmalz i wlazłszy przez okno do pokoju wyciągnął śpiącemu pod poduszki portfel z 500 koronami. Mając tak dużo pieniędzy począł się szeroko bawić i w ten sposób wpadł w oko ajenta Horaka, który zaciekawiony rozweselonym gościem , przyaresztowawszy go odebrał jeszcze 208 koron.
Nie gapić się! W ostatnich dniach aresztowano kilkanaście osób jako podejrzane o szpiegostwo. Aresztowanych ludzi, pochodzących przeważnie z niższych warstw społecznych, po przesłuchaniu policyjnem odstawiono następnie do sądu, gdzie będzie prowadzone przeciw nim śledztwo. Ponieważ większość tych aresztowań jest wynikiem zbyt natrętnego przyglądania się rozmaitym budynkom kolejowym, mostom itd. – przeto zwracamy się pod adresem wszystkich takich ciekawskich z ostrzeżeniem: nie gapić się !
Nie gapić się, bo mosty, budynki wojskowe, koszary, „werki” itd. wyglądają dziś tak samo jak wyglądały wczoraj ….
Turystyka czyli Sanem i Wisłą do Królestwa
Kto by pomyślał, że przeglądając prasę z początku wieku, natkniemy się poza notatkami o bieżącej polityce i wiadomościami kulturalno-obyczajowymi również na notatki dotyczące turystyki. A jednak. I tak oto lokalny „Przegląd Przemyski” w nr. 252 z początku lipca 1914 roku donosił z podziwu godną dokładnością: „W miesiącu czerwcu przybyło do Przemyśla i mieszkało w hotelach 1979 osób, w czem z Galicji było 1364, z krajów austriackich 393, z Węgier 73, z Niemiec 36, z Rosyi 6, z Szwajcaryi 1, z Ameryki 2 i z Francyi 4 osoby.”
Wydarzeniem turystycznym, które odnotowała nie tylko prasa lokalna, ale i krakowska, był spływ tratwą „Korab” , „Sanem do Królestwa” , uczniów miejscowego gimnazjum przemyskiego. Tak o tym pisały „Nowości Ilustrowane” nr. 29 z 1914 roku:
„Turystyka rozwija się u nas coraz pomyślniej i to nie tylko wśród sportsmanów, lecz, co ważnejsza, wśród szerszych warstw, a głównie młodzieży szkolnej. Tutaj zamiłowanie do zwiedzania nowych stron, przeważnie Polski, budzą racyonalnie i pożytecznie nauczyciele, a młodzież, rozumiejąc ich szlachetne intencje, pielgrzymuje na różne sposoby po naszych ziemiach. Z wielką, też radością, notujemy wszelkie wiadomości o interesujących i pomysłowych wycieczkach, jakie w czasie bieżącego okresu wakacyjnego nasza młodzież urządza. Do takich należy urządzona w pierwszych dniach b. m. wycieczka uczniów gimnazyum przemyskiego, pod kierownictwem prof. Blażka, na specyalnie zbudowanej tratwie-łodzi Sanem do Wisły i nią aż do Królestwa”.
Odjazd wycieczki studenckiej z Przemyśla Sanem i Wisłą do Królestwa Polskiego
Pierwotnie planowana na koniec czerwca wyprawa musiała zostać przełożona nieco w czasie, z powodu „opóźnienia w przysłaniu paszportów z wizy ‘konsularnej’” (Ziemia Przemyska 29/1914). Cała wyprawa trwała od 5 do 18 lipca 1914 r. a jej uczestnicy zwiedzali po drodze: Sandomierz, Nadbrzezie, Zawichost, Janowiec, Kazimierz, Puławy, Mniszew, Górę Kalwaryę i Czersk. „W czasie podróży po Sanie, spotkała „Korab” w nocy gwałtowna burza, która nie pozwoliła turystom zmrużyć oka. Sympatyczni goście zabawili w Warszawie kilka dni, zwiedzając szczegółowo stolicę Polski.” (Nowości Ilustrowane nr. 30/1914 r.) Planowano, że „drogę powrotną odbędą podróżnicy koleją, gdyż jazda w górę rzeki jest niemożliwa. Ponieważ zaś transport łodzi by się nie opłacał zamierza ją prof. Błażek sprzedać w Królestwie.” (Ziemia Przemyska 29/1914)
Załoga „Korabia” po przybyciu do Warszawy z delegatem T.C.W.
W wycieczce wzięło udział kilkunastu uczniów, którzy sami zaprojektowali i zbudowali „tratwę – łódź”. Budowa wodnego wehikułu trwała dwa miesiące i zamknęła się kwotą 400 koron. Na łodzi było brezentowe zadaszenie, a za miejsce do spania służyły uczestnikom hamaki. Koszt uczestnictwa dla jednej osoby wynosił jedynie 30 koron, a uczniowie sami mieli gotować dla siebie posiłki. Poza jedenastoma uczniami w wycieczce udział wzięli profesorowie: Błażek, Miączyński i Trella. Jak zgodnie orzekli wszyscy, wycieczka młodzieży była „wielce udaną i pożyteczną”.
Obrazki z miasta: pozostałe posty