Wspomnienia Apolinarego Garlickiego
z przemyskiego listopada 1918 roku
Apolinary Garlicki – historyk, poseł i senator II Rzeczypospolitej był charakterystyczną postacią czasów międzywojennych Przemyśla. Działacz samorządowy i społeczny, nauczyciel historii i geografii, długoletni radny, poseł i senator II RP, prezes wielu przemyskich organizacji społeczno-kulturalnych, słynął nie tylko z oryginalnej fryzury … ale i ze słabości do kobiet.
Urodził się 23 VII 1872 roku w Czyszkach, w powiecie przemyskim, jako syn Antoniego i Celestyny z Kropińskich, w majętnej, ziemiańskiej rodzinie. Miał sześcioro rodzeństwa. Jego ojciec, wielki patriota, w czasie powstania styczniowego został ranny i zesłany na Sybir, jego zaś majątek zarekwirowano.
W latach 1884–1891 młody Apolinary uczęszczał do gimnazjum w Przemyślu, gdzie potem, od 1907 roku, będzie pracować jako nauczyciel w I Gimnazjum w Przemyślu.
Na przełomie lat 1918–1919 był sekretarzem Przemyskiej Rady Narodowej, a w latach 1919–1922 przewodniczącym miejscowego oddziału Narodowej Demokracji.
Apolinary Garlicki zasłynął jako niezwykły mówca porywający tłumy w czasie swoich wystąpień. Po zamachu majowym zapisał się w historii jako jeden z najzagorzalszych orędowników Piłsudskiego, „czego wielu przemyślan, zwłaszcza poglądów narodowych nie mogło mu wybaczyć. I choć Narodowa Demokracja próbowała podważyć jego pozycję w mieście, to mieszkańcy miasta kilkukrotnie wybierali go do Rady Miasta (był radnym w latach 1928–1939), zaś w 1930 r. do Sejmu. Najwyraźniej w opinii przemyślan Garlicki sprawdził się jako poseł, gdyż w 1935 r. wybrano go senatorem.”
Znany był też jako miłośnik gór i zdobywca wielu szczytów tatrzańskich. Parał się również fotografią.
W 1928 roku na łamach „Tygodnika Przemyskiego” opublikował swoje krótkie wspomnienia z przemyskiego listopada 1918 roku. Najcenniejszą chyba ich częścią są zapiski z posiedzenia Rady Narodowej w dniu 4 listopada 1918 r. oraz z posiedzenia Wydziału Wykonawczego z dnia 10 listopada. Pozwalają przybliżyć nam atmosferę tamtych dni w sposób odmienny niż opracowania współczesnych historyków.
Grono nauczycielskie I Państwowego Gimnazjum w Przemyślu z uczniami klasy I b, wrzesień 1919 r. Od lewej siedzą: Franciszek Lorenz, Stefan Grabiński, Zygmunt Weimer, ks. Jan Sawczyn, kier. Zygmunt Skorski, ks. Jakub Szypuła, Apolinary Garlicki, Stanisław Węgrzyn, Stefan Oleksiewicz, fot. ze zbiorów Archiwum Państwowego w Przemyślu
Okruchy wspomnień z listopada 1918 r.
Dnia 1. Listopada 1918 r. dobiegła do Przemyśla – straszna jednym, radosna drugim – wieść. „Dzika mobilizacja na włoskim froncie! Żołnierze z bronią w ręku wracają do domów. Armija włoska maszeruje na Wiedeń! Koniec Austri!” jeszcze orkan buntu nie dotarł do nas, jeszcze nie oglądał zrewoltowanych oddziałów w powrocie, a już samo tchnienie jego dalekie obaliło cały dotychczasowy autorytet i porządek. Oddziały wojsk w Przemyślu poszły za przykładem armij z frontu włoskiego; żołnierze i oficerowie wszystkich nacyji zaczęli przypinać do czapek kokardki o barwach narodowych, znikła dyscyplina, szeregowi nie salutowali oficerom, z bronią i bez broni ciągnęli w swoje progi domowe. Otwarły się więzienia wojskowe. Dwunastoletnie szkraby rozbrajały obcych oficerów, dążących w panice ku stacji kolejowej. Urzędy zawiesiły swe czynności, policja (wojskowa) zdemobilizowała się samowolnie do ostatniego stójkowego i rozlazła się na wsze strony, pospólstwo rzuciło się na magazyny wojskowe, rabując broń, żywność i odzież. Nastał początek owego pamiętnego chaosu, wzrastającego w miarę powrotu samowolnie zdemobilizowanych wojsk austriackich i nieprzeliczonych mas jeńców rosyjskich. Pieszo i furmankami, w pojedynkę i gromadami ciągnęli drogami obdarci i głodni ex-żołnierze. Zdobyte gwałtem pociągi kolejowe były naszpikowane ludźmi. Pełne ich były dachy , stali na zderzakach, wisieli na stopniach i klamkach.
„Byle prędzej do domu, byle prędzej!” – popędzały ich tęsknota i głód.
……….Ruszyły się organizacje polityczne i P.O.W. W lokalu Rady Powiatowej przy ul. Mickiewicza trwały nieustające zebrania i narady działaczy i nie działaczy politycznych i społecznych. Co robić? Jak organizować społeczeństwo? Jakie środki porządku i bezpieczeństwa zapewnić? Jeden z pokojów zamienił się w arsenał broni, pełen karabinów i rewolwerów. Na ochotnika, stary i młody opasywał cywilne ubranie pasem z nabojami i rewolwerem, brał na ramię karabin i szedł pełnić straż przy magazynach. Po kilku godzinach, nie luzowany, zgłodniały, zmęczony, często przemokły od deszczu schodził z warty i wpadłszy do lokalu Rady Powiatowej robił piekło tak długo, dopóki go inny ochotnik nie poszedł zastąpić. Szybko jednak zaczęła się formować straż obywatelska, pilnująca obiektów wojskowych i rozbrajająca podejrzane indywidua.
Wtem gruchnęła wieść o opanowaniu Lwowa przez Ukraińców i zaczęły dochodzić słuchy o formowaniu się ukraińskich zbrojnych oddziałów w okolicznych wsiach. Równocześnie odbywały się pertraktacje pomiędzy delegacją Polskiego Komitetu Bezpieczeństwa a przywódcami ukraińskimi pp. Kormoszem, Zahajkiewiczem i tow. Zgodzono się na to, że żadna ze stron nie użyje siły zbrojnej przeciw drugiej, ułożono prowizoryczny, ramowy modus vivendi obu narodowości z tem, że ostateczna decyzja o stosunkach politycznych na terytorium przemyskim zależeć będzie od mocarstw zwycięskich. Umowę tę podpisały obie strony wieczorem dnia 3-go listopada.
*****
Dnia 4-go listopada o godz. 4-ej lub 5-tej nad ranem zbudził mnie tupot nóg jakichś gromad ludzkich przebiegających pod mojemi oknami ulicą Władycze i odgłosy strzałów. „Napad ukraiński” pomyślałem, ubrałem się i wychylając się to z bramy to z balkonu od podwórza zacząłem badać sytuację. Z kierunków, z których dochodziły odgłosy strzałów i dalekie okrzyki doszedłem do konkluzji, że Ukraińcy złamawszy umowę, zaskoczyli i opanowali miasto, że ewentualnie Zasanie broni się. Ja jako cywil, sam i bez broni, nie mogę czynić żadnej dywersji i muszę poczekać do rana. Wczesnym rankiem wyszedłszy z domu zdążałem do rynku. Ulice puste – naprzeciw schodów kościoła pojezuickiego na bruku – wielka kałuża krwi. Przed „odwachem” przy ulicy Katedralnej kilka mołojców na straży. Zadumałem się nad tą niepotrzebnie przelaną krwią a gdy podniosłem oczy, zobaczyłem przed sobą młodego, przystojnego oficera ukraińskiego , patrzącego na ową krew smętnym wzrokiem. „Pocóżeście to zrobili?” zapytałem. Spodziewałem się odpowiedzi szorstkiej i żądania legitymacji. On tymczasem ku memu zdziwieniu westchnął, ruszył ramionami, bąknął coś i odwróciwszy się wolnym krokiem podążył ku odwachowi. Jak się później dowiedziałem była to krew ukraińska przelana przez Ukraińców dzięki fatalnej pomyłce. Zaskoczywszy w nocy odwach, wzięli do niewoli pełniącego służbę oficera inż. K. Osińskiego, kilku chłopaków (…) wziętych już prawie, „zwiało im” przez mur do sąsiedniego ogrodu. W poszukiwaniu za nimi wybiegło kilku mołojców przed bramę, ujrzeli postacie majaczące w zmroku na ulicy przed kościołem. Dali ognia i ubili dwóch swoich.
……..W rynku straże ukraińskie – starsze parobki i kilkunastoletnie parobczaki w czapkach austriackich, w sukmanach i katankach płóciennych, stoją lub maszerują tam i nazad wśród zapełniającej coraz więcej rynek niefrasobliwej codziennej publiczności.
……Wtem natknąłem się na dra Leonarda Tarnawskiego, a ledwośmy zamienili słów parę, wynurzyli się skądś dr. Lieberman i prof. Przyjemski. W kilka chwil powzięliśmy decyzję. Każdy z nas wyszuka jeszcze kilku z naszych działaczy i znajdziemy się w kasie Chorych dla narady nad nowa sytuacją. Pojedynczo i po dwóch, żeby nie obudzić czujności Ukraińców, zeszło się kilkunastu obywateli w lokalu Kasy Chorych i ukonstytuowało się w Polską Radę narodową, która przez okres trzymiesięczny była cywilnym rządem Przemyśla i okolic.
Leonard Tarnawski
Herman Lieberman
Feliks Przyjemski
II.
Rada Narodowa
……….Samorzutnie ukonstytuowana Rada Narodowa sprawowała rządy od 4-go listopada 1918 r. do lutego 1919 r. W skład jej wchodzili członkowie wszystkich polskich stronnictw politycznych, istniejących w Przemyślu oraz przedstawiciele sfer gospodarczych i zawodów. Złożona z początku z kilkunastu członków wzrosła przez kooptację do liczby kilkudziesięciu. Właściwe rządy jednak sprawował wyłoniony z niej Wydział Wykonawczy, odbywający posiedzenia codziennie, czasem po dwa razy, a urzędujący do odbicia miasta przy ul. Barskiej l. 4 na Zasaniu, potem w magistracie ( w pokoju przyległym do prezydialnego od ulicy Szkolnej).
………Na posiedzeniach przewodniczyli na zmianę prof. Feliks Przyjemski, jako prezes Organizacji narodowej i Dr. Herman Lieberman jako głowa P.P.S. Sekretarzem był prof. A. Garlicki, skarbnikiem inż. Pruszyński. W skład Wydziału wchodzili nadto ze strony P.P.S. panowie: Dominik Teluk i Michał Szczepański, ze strony N,D. Dr. Leonard Tarnawski, p. Błażowski jako były komisarz Rządu, burmistrzujący miastu, p. Józef Styfi jako przedstawiciel Polskiej Demokracji, p. Grzędzielski jako poseł. Pozatem wzywani byli do pomocy w pracy a temsamem mieli głos doradczy pp, inż. Pollak, sędzia Męciński i zastępca skarbnika p. Nalepa.
……….Na barkach Wydziału spoczywało dosłownie wszystko, administracja, staranie się o pieniądze i wypłata pensyj, aprowizacja, bezpieczeństwo publiczne, porządek w mieście, kierowanie ruchem wracających do Rosji jeńców wojennych i wszelkich osób cywilnych wyjeżdżających lub przejeżdżających przez Przemyśl, wypłata żołdu i aprowizacja pierwszych obrońców, potem ścisłe współdziałanie z nadciągającymi oddziałami na odsiecz, rozstrzyganie wszystkich możliwych sporów, doraźna pomoc dla głodującej ludności i tych, którzy się znaleźli przypadkowo w mieście bez środków do życia (…) walka z lichwą żywnościową i bandytyzmem, wydawanie przepustek i legitymacyj itd. Itd. Itd. Biuro rady czynne było od 8-ej rano bez przerwy do późnej nocy, posiedzenia Wydziału kończyły się często o północy.
*****
……….PO ZLIKWIDOWANIU RADY NARODOWEJ Rady narodowej wszelkie akty i dokumenty Rady oddano ówczesnemu staroście, nieżyjącemu już p. Hellerowi. Niestety, gdy parę lat później zaszła potrzeba ich oglądnięcia nie można się ich było w archiwum starostwa doszukać. Podobno dziś znaleziono resztki ich w opłakanym stanie, tak, że nie przedstawiają prawie żadnej wartości jako materjał historyczny. Jakby w przewidywaniu tego losu (…) czyniłem sobie skróty protokołów z posiedzeń Rady i Wydziału i dzisiaj leżą one przedemną, jedyne może zapiski, które ocalały. (…)
……….Postanowiłem w dziesięciolecie pamiętnych dni listopadowych 1918 r. utrwalić je drukiem w „Tygodniku Przemyskim”. (…) Zapiski moje są w ścisłym tego słowa znaczeniu tylko notatkami. (…) Z konieczności tedy muszę im tu i ówdzie nadać formę inną, aby były zrozumiałe, nie zmieniając rozumie się treści. Zachowuję jednakże zasadniczą formę protokołów z posiedzeń. Świadkowie wypadków byli członkowie rady i Wydziału mogą moje zapiski przy sposobności uzupełnić lub skorygować. Bądź co bądź sądzę, że ogłoszenie tych skromnych notatek ożywi zblakłe już wspomnienie owych pamiętnych dni.
prof. APOLINARY GARLICKI
Poseł na Sejm
Wydarzyło się w XX wieku: podobne posty